Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 kwietnia 2011

Wspomnienia się kołaczą...

Myślę, że już zdecydowany czas na powrót do normalnego życia.
Co to właściwie znaczy? Przez cały okres choroby żyłam normalnie, zajmowałam się zwykłymi codziennymi sprawami. Chyba nigdy tak naprawdę nie uwierzyłam, że jestem chora. Często się bałam, miałam wiele przemyśleń bo mówili, że on tam jest, ale chyba nigdy na 100% w to nie uwierzyłam. Skąd bierze się w ludziach taka siła. 

Chciałam teraz napisać o czymś innym, a tu od pierwszego słowa w głowie przewija mi się wspomnienie, niezbyt miłe, nie wiadomo właściwie po co mózg je przywołuje, na cholerę w głowie się kołacze.
Widzę siebie na pierwszym usg, szłam tam przerażona, ale z nadzieją, z lekkim niedowierzaniem. Położyłam się na łóżku, lekarz przyłożył do piersi głowicę...nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy.
Zamyślony, maksymalnie skupiony, cichy. Trwało to całą wieczność, miałam ochotę krzyczeć, chciałam go prosić żeby powiedział, że to nic groźnego. Wtedy on wezwał drugiego lekarza, który podszedł i patrząc na ekran przybrał ten sam wyraz twarzy. Patrzyli, patrzyli, patrzyli...minęła cała wieczność.
Czułam jakby na szale ktoś kładł moje życie i śmierć. Ważył się mój los, coraz mocniej przechylając się na ciemną stronę.
Boże co ja bym oddała, żeby wtedy wynik był inny.
Wykluczyli torbiele, włókniaki i inne mniej groźne zjawiska. Kazali zrobić biopsję. A jednak moje życzenie się nie spełniło. Wyszłam z przychodni tak skołowana, przerażona, zawiedziona, nie wiedziałam nic. Byłam jak za mgłą, za szklana szybą. Z iloma rzeczami człowiek musi sobie radzić, z iloma nawet nie wie że może sobie poradzić. Jesteśmy tacy silni, mimo to tak łatwo nas zgładzić. 
Ot tak mi się przypomniało, nie dawało spokoju, bo do dziś czuję ten strach. Od jutra zaczynam się z nim oswajać! Czas ruszać naprzód

niedziela, 17 kwietnia 2011

Nie ma czego wybaczać...


Staram się zacząć nowe życie, bez strachu, bez niepewności, bez dystansu.
Ten dystans do świata ciągle nie chce odejść, nie potrafię już cieszyć się jak dziecko.
Każda beztroska chwila bombardowana jest myślą o tym co było, co może być.
Człowiek zdecydowanie nie jest niezniszczalny - kiedyś myślałam inaczej.
Jeździmy z moim mężem na rowerach, chodzimy na wycieczki. Staramy się żyć aktywnie. Strasznie fajny ten mój facet, nie wiem czy mogłabym sobie wyobrazić lepszego przyjaciela niż on. Myślę, że duża w tym jego zasługa, że udało mi się przetrwać psychicznie. Nawet te sypialniane chłody jakoś przeminęły z wiatrem.
Zrozumiałam, że ta ostatnia noc, której nie mogłam mu wybaczyć byłaby bezsensem, sztucznością, zostawiłaby złe wspomnienia. Zrozumiałam, że nic się nie zmieniło i ona wcale nie była ostatnią. Zrozumiałam - z mała pomocą. Wytłumaczył mi to swoją miłością, zachowaniem, całym sobą.
Nie mam już żalu do niego, pozostał już tylko żal do życia za to co mi zrobiło.
Czuję teraz duży respekt, trochę się go boję, co mi jeszcze przyniesie.
Na szczęście nie jestem w tym sama, choć jednak trochę samotna, bo zdrowy człowiek nie jest w stanie wyobrazić sobie nawet ułamka tego strachu, kiedy śmierć zajrzy w oczy...


" Mam tylko jedno skrzydło
To prawie tak jak anioł
A Ty masz skrzydło drugie
Rośnie u Twoich ramion..."
                                          [NN]

czwartek, 14 kwietnia 2011

Onkofobia...

Goję się, powoli dochodzę do siebie. Fizycznie oczywiście. Gorzej z głową. Nadal nie potrafię się cieszyć, jedyne co mogę z siebie dać to zwykły powrót do codzienności. Boję się wszystkiego co związane jest z moim ciałem. Boję się żeby nie zachorować na raka.
Czyż to nie cudowna ironia losu... jak można się bać czegoś co już się wydarzyło, co nie jest mi obce, z czym się zaznajomiłam... a jednak. 

Dziś płakałam, że moje piersi są trochę nierówne, że mogłyby być inaczej zrekonstruowane. Jeszcze rok temu oddałabym je obie za zdrowie, za wygraną z chorobą.
Gdzie jest ta wdzięczność, czy człowiek tak szybko zapomina co jest ważne, co zostało mu dane.

Do tego coraz częściej zauważam u siebie objawy złości, frustracji, gniewu. Nie ma we mnie łagodności. Tak jakby życie nadal kazało walczyć. Bycie złym człowiekiem może mnie obronić przed światem?
Ciężko to wszystko opisać, jeszcze tak wcześnie. Rany na skórze zabliźniają się natychmiast.

Serce, głowa wciąż analizują, szukają sposobu na dalsze życie. Uporam się z ty, wiem, potrzebuję jeszcze tylko trochę czasu...

czwartek, 7 kwietnia 2011

Jak teraz żyć

Przyszła wiosna. Zaczynam nowe życie. Jestem po rekonstrukcji obu piersi, węzły czyste, rokowania dobre. Co teraz? 
Przyzwyczaiłam się do choroby, do życia według grafiku badań, do ciągłych pytań, wizyt u lekarzy.
Trzeba żyć, trzeba się cieszyć.!!! Nie umiem...
Boję się pomyśleć, że wszystko będzie dobrze, a jeśli nie?
Boję się cieszyć, bo w razie czego, boję się spaść z zbyt wysoka.
Wtedy mogłabym się już nie podnieść...