Łączna liczba wyświetleń

sobota, 28 maja 2011

4:01

4:01 cisza, ludzka cisza. Ptaki śpiewają za oknem. Nadzieja, odwaga, szaleństwo czy głupota? Łudzenie się tak dobrze mi znane, takie codzienne, takie zagłuszane. Głupota i brnę dalej, boję się zawrócić, wstyd rozpala mi krew. Stop! Łzy dławią gardło, bezdech wypełnia tchawicę, pięść ściska serce, łza sączy się w ciszy. 
4:01 cisza, ludzka cisza.

czwartek, 26 maja 2011

Dzień Mamy...

Dzisiaj dzień Matki, byłam, utuliłam, dałam polne kwiaty. Kocham tą moją Mamę nad życie. Nie wiem co bym bez niej zrobiła, jest dla mnie bardzo ważna. A jednak mam wobec niej ogromne wyrzuty sumienia.
W trakcie mojej choroby była tak twarda i dzielna ale przecież na pewno bardzo to przeżywała i nie raz pewnie polały się łzy. Nie potrafiłam wyjść jej naprzeciw, przytulić, zapłakać razem z nią. Trzymałam ją troszkę na dystans, wściekałam się gdy tylko temat schodził na moją chorobę.
Nigdy nie pomyślałam, że matka może przeżywać chorobę dziecka bardziej niż ono samo, że cierpi, że ona też może potrzebować pomocy.
Nie potrafiłam się przemóc i bardzo mnie to teraz boli.
Takie już są te relacje między matką i córką. Kłócę się z nią, denerwuje mnie często z byle powodu, a potem żałuję, że znowu byłam niemiła, niesprawiedliwa. Matka jest jak gąbka, chłonie wszystko, nawet ból zadawany przez dziecko i wybacza i ciągle jest i kocha bezwarunkowo.
I ja wiem to wszystko, a jestem taka durna, że czasem nie mogę się powstrzymać i zadaję jej ten ból. Człowiek to straszna istota, przerażająca. Duszą mnie łzy w gardle z żalu, że czasem jestem taką suką. Od jutra spróbuję być lepszym człowiekiem, wesprzeć ją ramieniem, przytulić. Nie będę bała się łez. Kocham Cię Mamusiu nad życie. Wszystkiego najlepszego.

środa, 25 maja 2011

Czy to już normalne życie?

Powoli wracam do normalnego życia. Czy takiego jak przed chorobą? Raczej nie. Teraz żyję trochę spokojniej, staram się cieszyć zwykłym dniem. Co nie znaczy, że nie potrafię przeleżeć popołudnia przed telewizorem:) Czasami myślę co by było gdybym nie zachorowała, jak dzisiaj wyglądałoby moje życie.? Nie wiem, nie wiem również co będzie za pół roku, za miesiąc.
Teraz czekają mnie badania co dwa miesiące, wielki stres, wszystko wtedy wraca. Staje mi przed oczami moment kiedy wyczułam guza, moment kiedy leżałam na usg, kiedy kręcili głowami wykluczając po drodze wszystkie niegroźne formy guzków.
Ech takie to życie, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nikt niczego nam nie obiecywał, nie?  

piątek, 20 maja 2011

Łyse jest piękne...

Uwaga, uwaga wczoraj zaliczyłam swoje pierwsze wyjście bez peruki. Nie wiem co mną nagle zawładnęło, ale chwilkę przed wyjściem na imprezę wpadła mi do głowy myśl. A może nie zakładać?, założę!, a może jednak?, nie!!!, tak!, tak?, TAK!!!
No i wygrało tak. Płakać mi się chciało z tej dumy, że się odważyłam; z radości, że nagle taka wolna; trochę ze strachu, co powiedzą ludzie?
Ale nic się nie stało, nikt dziwnie nie patrzył, znajomym się podobało, cudnie mi się piło piwo z tym moim łobuzowatym łbem, z wiatrem w króciutkich centymetrowych włosach.
Czułam się jak nowy, wolny człowiek, inny, o wiele silniejszy!!!
Tak, ta ,,mini fryzurka" dała mi wielka siłę, taka ostrzyżona dziewczyna to musi być ktoś z charakterem.
Dzisiaj byłam w szpitalu (dokumenty), weszłam na dziedziniec lekko ubrana, w okularach przeciwsłonecznych i w tej fryzurce. Widziałam mnóstwo spojrzeń, ciekawych ludzi, zdumionych.
Nie szydzili, nie śmiali się. Wszyscy mieli na głowach peruki, chusteczki.
Widziałam zazdrość w oczach tak wielu kobiet. Próbowałam wyglądać jak najlepiej, radośnie, pewnie. Nie z pyszności, a dla pokrzepienia serc. Chciałam im przekazać, że będzie dobrze, że to mija, że wszystko gra. Chciałam żeby chociaż jedna patrząc na mnie zdjęła swoją perukę i dumnie pokazała swoją łysinkę. Albo za jakiś czas stojąc przed lustrem i myśląc czy założyć perukę? przypomniała sobie mnie i rzuciła ją w kąt!!!
Pamiętam co czułam, kiedy na korytarzach szpitalnych widziałam taką osobę jak ja dzisiaj. O miała raka? To już za nią? Super! Czyli można? Ale jej fajnie?, Kiedy ja tak będę mogła?
Kobitki Moje Kochane nie namawiam was do ściągania tych kajdan bo każda musi dojrzeć do tego sama. Ale pamiętajcie jak już zdecydujecie się wyjść z gołym łbem, że wyglądacie extra, z charakterem, że nikt na was krzywo nie dybie. Podnieście wysoko głowę i przyjcie do przodu. Dla takich chwil warto żyć!!! Kocham was i ściskam mocno. 

sobota, 7 maja 2011

Nie chce być już taka twarda...

Udało mi się, wyniki są w normie. Następna kontrola przed wakacjami. Muszę nastawić się na to, że zawsze będzie dobrze. Nie mogę spodziewać się złego, bo ściągnę je na siebie.
Czekając na wyniki lawirowałam pomiędzy różnymi uczuciami, od spokoju po wielki strach. Czekałam, czekałam, całe wieki to trwało.
A dziś boli mnie głowa:) poimprezowałam ze znajomymi, poryczałam się przyjaciółce. Trochę alkoholu dało mi przyzwolenie na łzy, pozwoliło mi się pożalić, pozwoliło mi nie być tą cholerną twardzielką.
I co? I nie wiem. Ani mi lżej, ani gorzej. Po prostu nijak, wczoraj płakałam, dzisiaj nie płacze. I mam to w nosie. Od dziś daję sobie przyzwolenie na potyczki, na łzy, na nie bycie taką silną...

środa, 4 maja 2011

Strach...

Wielkim krokami zbliżają się pierwsze badania kontrolne. Bardzo się boję, nie chcę iść, nie chcę wiedzieć. Pragnę normalnego życia. Pewnie wyniki będą dobre, a co jak nie? A co jeżeli, któreś z kolei wyjdą źle?
Boję się, że to wszystko gdzieś na mnie czycha. Boję się, że moje dni są policzone, że życie jeszcze nie do końca ze mnie zadrwiło.
W głowie kołacze się myśl, że jestem zdrowa, a zaraz za nią goni JESZCZE!!! Jak długo uda mi się wygrywać w tej nierównej walce?