Łączna liczba wyświetleń

piątek, 28 października 2011

Już jestem...

Jestem, wróciłam, chcę wracać. Całe życie myślałam, że fajne wakacje to te ze znajomymi, suto zakrapiane alkoholem, pełne spontaniczności i zabawy. Dalej tak uważam:) Ale jednak nie ma to jak wakacje nastawione na samego siebie, na odpoczynek, sen, renowację zmęczonego organizmu. Było miło, wyjechałyśmy bogatsze o kilka znajomości ze starszymi, mądrymi babkami. Każda z jakimś bagażem, raz większym, raz mniejszym. Każda ze swoją historią.
A żeby było też trochę spontaniczności to powiem, że zaliczyłam nasz bałtyk;) Nie kostkami, nie łydkami. O nie!
Poszłam na maxa, w kostiumie, cała z głową, przepłynęłam w te i spowrotem.
Musiałam, obiecałam sobie już dawno, w szaleństwie, w podziękowaniu za życie;)

wtorek, 18 października 2011

Cudownie....

Tak sobie myślę, że zostanę tu na zawsze. Tak mi dobrze...
Jem zdrowo bo mi gotują. Od rana do popołudnia zapylam fizycznie na różniastych zajęciach i uwaga uwaga- chudnę. W końcu!!! Ta chemia nie pozwalała mi zrzucić nic a nic!
A teraz niewiele ale jest. Wstaję rano, idę sobie nad morze, myślę o dupie marynie i jest mi tak dobrze:))) Małża mi tylko mojego brakuje, żeby mnie tak wyprzytulał, złapał za rękę, och rozpływam się za bardzo:)
Tęsknię za nim straszliwie, ale najchętniej zostałabym tu jeszcze miesiąc. Nigdy do tej pory nie zrobiłam tyle dla siebie, nigdy tak bardzo o siebie nie zadbałam, nigdy nie potrafiłam tak odpocząć psychicznie.
Aż się boję co będzie jak wrócę. Mam tysiące postanowień, dobrze jak spełnię chociaż dwa:)))
No i takie to moje pisanie bez weny, bez polotu, bez głębszych przemyśleń. Może to i lepiej, że nudno, że nic się nie dzieje:)))
Następny wpis to już pewnie z domku. Całuję...

piątek, 14 października 2011

Coraz nas tu mniej...

Czułam, wiedziałam. Niestety. 
Zakładając tego bloga chciałam się podzielić sobą, liczyłam na wsparcie. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że spotkam tu tylu cudownych ludzi, że ich los będzie dla mnie jedną z ważniejszych spraw po obudzeniu się. Tak było i dziś i wiadomo wszystkim co przeczytałam. Odeszła od nas kolejna osoba, Ania, silna, odważna, tak bardzo pozytywna dziewczyna. I popłakuję sobie cały dzień, bo żal mi strasznie jej męża. Nie potrafię sobie wyobrazić jak on zorganizuje sobie życie bez Ani. 
Niesprawiedliwe to strasznie, takiej miłości się nie przerywa. Czy Ty Boże na pewno wiesz co robisz???
Zakładając bloga nie spodziewałam się ile osób przyjdzie mi pożegnać, jak bardzo bliska może się stać osoba pisana, czasem widziana na zdjęciu.
Nie ważcie mi się już umierać. Nie wolno!!!

środa, 12 października 2011

Relacja z nad...

No w końcu jestem, witam, opowiadam. A więc urlopuję się troszkę od niedzieli i inwestuję w siebie:))) tak to się ładnie teraz nazywa.
Ośrodek bardzo przyjemny, dużo zajęć, z rana zaliczany nordic na plaży, potem jakiś basen, masażyk. Dużo spania, książek, seriali.
Taki relaksik. Do tego chodzimy troszkę głodne, bo karmią nas co prawda pysznie, ale dietetycznie:)) Zobaczymy co pokaże waga za dwa tygodnie. Miły taki odpoczynek, nie powiem:))) 
Ludzie też są fajni, oczywiście z małymi wyjątkami. Nie byłabym sobą gdybym trochu nie ponarzekała. Otóż mamy w grupie takiego jednego wysportowanego chudzielca, który musi być zawsze z przodu, zawsze pierwszy, zawsze najlepszy. A kiedy my ledwo zipiemy, ona bezczelnie pyta czy jutro też będzie tak łatwo. BLEEEE!!! Do chudzielców nic nie mam, ale przemądrzałych chudzielców nie toleruję:))!!! No więc my grubasy podśmichujemy się trochę i sapiemy sobie w swoim tempie dalej.
Co do cyckowej obsesji to ja już ich po prostu nie dotykam. Już pierwszego dnia macałam stwardnienie wzdłuż szwu na jednej. I wiem, że mam tam zrost i to stwardnienie od zawsze, ale właśnie teraz postanowiłam się tym zaniepokoić, więc 2 dni myślałam. Na szczęście mi już przeszło. Zauważyłam u siebie kolejny objaw schizy. Otóż mam nie dotykać, a co robię, dopada mnie myśl, że muszę podotykać, posprawdzać, poupewniać się, że jest ok. Walczę sama ze sobą żeby nie dotykać no i dotykam i znowu coś czuję, albo nie.
To moje wyczuwanie spowodowane jest tym, że one są po rekonstrukcji i tak jakby ich nie znam do końca i się boję żeby nic mi nie wróciło. Pełno w nich wybojów i zgrubień. Nie tłumaczę wam już tego bo doskonale wiecie o czym mówię. No i tak to się plecie.
Ogólnie staram się oddychać, wyciszać i myśleć o was wszystkich ciepło i jakoś napawać się optymizmem, że wszystkim nam się wszystko uda:))))))) na pewno się uda!!!

piątek, 7 października 2011

Skrzywieni psychicznie...

Nic nie mówiłam bo nie chciałam siać paniki, ale znowu sobie coś wyczułam zaraz pod piersią, gdzie przechodzi fiżbina od stanika. Mąż mi tłukł do głowy, że wyniki mam dobre i to nic nie jest. Ja sobie tłumaczyłam to samo, ale 2 tygodnie znowu na ściśniętym żołądku. Dzisiaj nie wytrzymałam, o 6:30 byłam już pod gabinetem mojego chemioterapeuty, pomacał, pomacał i kazał mi się już uspokoić bo to nie rak. Kazałam mu macać jeszcze i dopytywałam czy na pewno czuje to, czy jest pewny itd. Facet o mało nie spadł z krzesła, ze zdziwienia, że można tak nie wierzyć jemu, innym, badaniom:)))
Kazał natychmiast zasuwać nad to morze, ćwiczyć rękę bo puchnie i odpoczywać, a przede wszystkim odpoczywać psychicznie. 
No i co myślicie, że jestem już spokojna w 100%, a gówno, nagle dopadają mnie myśli, a jak on macał nie to miejsce, a może iść do chirurga onkologa, a może on jest zbyt optymistyczny itd. Więc oficjalnie stwierdzam, że jestem powalona i mam skrzywioną psychikę. 2 dni temu ramiączko od stanika dziwnie uwierało mnie na plecach i co nie uwierzycie ale przez 0,5 s pomyślałam czy to nie przerzut. A tym przerzutem była krostka na plecach. Jezu trzymaj mnie bo już nie daje rady:))
Niedługo będę myć piersi szmatką przyczepioną do miotły żeby nie musieć ich dotykać, tak się boje, że coś znajdę. Masakra. 
Jestem zdrowa, jestem zdrowa, muszę to sobie powtarzać. No ja naprawdę jestem jakaś niereformowalna. Ciągle dopytuję a jak, a może, a jeżeli? Sreli pierdzieli, wyluzuj kobito. Jak mam trzasnąć samą siebie?

środa, 5 października 2011

Bezsilność...

Dla Was, dla Kuby - spoczywaj w pokoju, i dla wszystkich, których już z nami nie ma.


Tuż przed południem spotkałam go w parku
Zgarbiony z zimna drżał
Resztkami chleba karmił łabędzie
I zdawał się mówić mi tak
Oh dziecko gdybyś przeżyła tyle co ja

Patrzyłam na niego jak rozciera swe ręce
I szybciej tętniła mi skroń
I przyszło mi na myśl że przecież nic nie wiem
O ludziach takich jak on
Oh dziecko gdybyś przeżyła tyle co ja

Wczoraj widziałam jak tłum gapiów gęstniał
Pomóc nie mógł już nikt
Spokojne miał rysy gdy przy nim uklękłam
Płakałam tak bliski mi był
Oh dziecko gdybyś przeżyła tyle co ja

Teraz płynie niezwykłym zaprzęgiem
Do nieba wiezie go
Sześć par łabędzi
Ostatni mu oddaje hołd

[E. Bartosiewicz - Dziecko)

niedziela, 2 października 2011

Takie tam codzienność...

Odpoczywam sobie od rana. Ostatni tydzień był ciężki w pracy. Dużo roboty, dużo zamieszania. Po powrocie usypiałam w trakcie m jak musztardy:) Jeszcze tydzień i spadam. Za namową lekarza wykupiłam z 2 koleżankami wczasy zdrowotne. Mimo braku kasy jedziemy! Jedziemy! Jedziemy! 2 tygodnie nad morzem, medytacje, książki, spacery, basen. Muszę odpocząć psychicznie, zregenerować umysł po tym roku. Zacząć oddychać spokojnie i pełną piersią. 
No ale jeszcze parę dni mega wyzwań w robocie i kupa nikomu niepotrzebnego stresu. 
A z małżem jakby trochę lepiej. Wgrałam mu nowe oprogramowanie i wszystko jakby trochę szybciej śmiga, ale nie posądzałabym go jeszcze o jakieś spektakularne zmiany. No cóż dam temu jeszcze trochę czasu, poobserwuję spokojnie. 
Ale trzymać się będę nadal zwiększenia swojej swobody, myślę również że ten wyjazd dobrze zrobi nam wszystkim. Myślę że inwestując w siebie będę szczęśliwsza, mocniejsza i bardziej pewna siebie.
Teraz zmykam z piesem nad rzekę bo ta pogoda to fenomen październikowy. Oby tak jak najdłużej. Ściskam wszystkich i życzę żeby na sercu było jakoś tak lżej.