Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 23 stycznia 2011

Taka jak wszyscy...

Rok temu o tej porze byłam zajęta planowaniem własnego ślubu. Po 10 latach postanowiliśmy powiedzieć sobie TAK przed Bogiem. Malutki kościół na skale, subtelna sukienka. Wszystko miało opierać się na miłości, delikatności i prawdziwości uczucia, które kwitło już od tak dawna. Pamiętam jak zwracałam uwagę na każdy szczegół, dobierałam kolor serwetek jakby od tego zależało moje życie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak wiele ważniejszych decyzji przyjdzie mi podjąć. Jak życie z pomiędzy błyskotek i atłasów rzuci mnie w twardą, bezlitosną musztrę gdzie każdego dnia będzie trzeba walczyć o wysoko uniesioną głowę. 
Ślub był przepiękny, łzy mi się cisną do oczu na samo przywołanie wspomnień tamtego pięknego dnia. Chciałam aby ten dzień trwał wiecznie i trwa - nigdy go nie zapomnę. Po ślubie wyjechaliśmy w krótką podróż poślubną. Byliśmy tacy szczęśliwi, niby nic się nie zmieniło, a jednak nie mogę zapomnieć tych gorących nocy. 

Czułam się spełniona, piękna i taka kobieca. Dotykał mnie jak nigdy. Topniałam w jego dłoniach z miłości i pożądania. Chciałam więcej i więcej, a on mi to dawał. Dziś pełna bólu i żalu równocześnie jestem mu bardzo wdzięczna za te chwile. Za te wspomnienia, które dają mi odrobinę poczucia, że kiedyś żyłam normalnie. Nie wiem skąd to ogromne poczucie osamotnienia, on tu ciągle jest, kocha, a jednak...
Po powrocie nadal chodziłam dumna jak paw, że mam męża, wspomnienia i całe piękne życie przed sobą. Był lipiec zaczęły się weekendowe wypady ze znajomymi. My już jako małżeństwo, nagle czułam się taka dorosła i taka dziwnie spokojna, że już zawsze będzie dobrze, że te dni w podróży poślubnej.... nasze pierwsze wspólne dni nakreśliły wygląd reszty naszego życia. Pomyliłam się.

W trakcie jednego z takich pobytów, rozgrzana poślubnymi nocami tuliłam się do swojego męża w nadziei na odrobinę szaleństwa, namiętności. Tuliłam się również drugiej i trzeciej nocy i jeszcze parę dni później. Niestety za każdym razem zostawałam sama, wtedy jeszcze na spokojnie, rozgrzana niedawnymi nocami nie przywiązywałam uwagi do chwilowego ostygnięcia uczuć. 

Nigdy nie spodziewałabym się, że oprócz raka będzie to druga rzecz spędzająca mi sen z powiek. I że w obliczu choroby odciśnie jeszcze większe piętno na mojej samotności, zabije poczucie własnej wartości, ale i zrobi ze mnie wojownika, siłaczkę. Jestem jak twardy głaz, nie pozwalam nikomu wniknąć do środka, czasami odpycham ludzi zbyt gwałtownie. Majestatycznie pokazuję swoją twardość, siłę i stateczność. Tylko ja wiem o tym, że głaz czasami pęka i wtedy wylewa się z niego potok łez, serce zaciska się i naprawdę boli. Płaczę sobie nocami, milcząc jak głaz, nawet cichy jęk nie wyrwie się z moich ust. Rano twarda jak zawsze stawiam czoła kolejnemu dniu.
Siła i instynkt samozachowawczy człowieka jest niewiarygodny. Jesteśmy niezniszczalni. Kolejny weekend, kolejny wyjazd. 
Ja niczego nieświadoma, uśmiechnięta, tak bardzo podekscytowana tym nowym właśnie zaczętym życiem... Czy gdybym dziś wiedziała jak to się skończy spędziłabym te chwile inaczej? Czy nadałabym swojemu życiu większą wartość, zrobiła coś szalonego? Czy czułam ten zbliżający się huragan? Zwierzęta przeczuwają nadejście powodzi, trzęsienia ziemi i uciekają. Ja nie mogłam tego przewidzieć, a już na pewno nie mogłam przed tym uciec. To było we mnie... 

Po kilku miłych dniach i bezowocnych nocach (nadal nie wzbudzało to we mnie podejrzeń. Czasami już wykazywał mniejsze zainteresowanie, były kłótnie, rozmowy. Zawsze jednak istniała bliskość między nami. Zresztą niewiele panien młodych może poszczycić się nocą poślubną, niewiele z nich słyszy w dniu poprawin wyszeptaną do ucha propozycję męża). A może wiele, może to ja zmniejszyłam przez te wszystkie lata swoje oczekiwania, potrzeby.

Ostatnie chwile na plaży, ostatnie zdjęcie i zmykamy bo długa powrotna droga do domu przed nami. Jeszcze tylko szybki prysznic. Weszłam tam jako ja, kiedy wychodziłam wyglądałam jak ja ale wewnątrz mnie był już inny człowiek. Właśnie rozpoczęłam walkę ukrycia przed wszystkim, że jestem inną osobą, że bardzo się boję, trwam w tym do dziś. Mydląc swoje ciało w prawej piersi wyczułam guza wielkości śliwki, zamarłam. Zrobiło mi się słabo, ciemno przed oczami, usta wykrzywiły się w niemy przerażający grymas. Boże proszę nie, boże dlaczego ja.!??? Łzy spływały po policzkach, a ja tak stałam bojąc się dotknąć piersi raz jeszcze. Dotknęłam - nic już nie będzie takie samo...


1 komentarz:

  1. "Mydląc swoje ciało w prawej piersi wyczułam guza wielkości śliwki, zamarłam. Zrobiło mi się słabo, ciemno przed oczami, usta wykrzywiły się w niemy przerażający grymas. Boże proszę nie, boże dlaczego ja.!???"
    Dokładnie to samo miałam 2 lata temu. 3 nocy nie mogłam spokojnie spać, bo lubię spać na brzuchu. Byłam na 1. roku studiów, miesiąc przed letnią sesję. Co będzie dalej? -Panie Boże, niech będzie Twoja wola. już nie wiem co mam robić, boję się. - narazie jeszcze żyję. :)

    OdpowiedzUsuń