Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 listopada 2012

Bo musi być równowaga...

Dziś Andrzeja. No więc okazja do imprezy. Organizacji podjęłam się ja.
A więc zakupy, sprzatanie, gotowanie. dzień zapowiadał sie milo. Szybko do pracy i heja.
Rano piękna informacja Andrzejowi rodzi sie córa. Godzinę później, że inny Andrzej umiera, wylew, młody facet, kurwa mać!
Radość z narodzin trwała krótko, ktoś tam na górze dba żeby nie było nas tu za dużo, żeby nie było nam za wesoło. Żeby uśmiechy za długo nie widniały na naszych z góry skazanych na porażke ryjach.
A może nie powinnam tak pisać, sama nie wiem.
Być wdzięczna? czy wściekła?
Cieszyc sie z tego co mam? czy drzeć ryja o to czego nie ma?
Jak cieszyć się piekna chwilą, kiedy dzieją się takie rzeczy...

Gości już nie odwołam a nastrój mizerny. Więć bedę pić.
A Andrzej będzie opijał narodziny córy.
A inny będzie walczył o życie. A przecież też miał pić, swiętować, cieszyć się ze swoimi przyjaciólmi.
Nie ma co planować życia, jutra, niczego.
Dziś jestesmy, jutro nas nie ma, a pociąg jedzie...
Mimo wszystko wszystkim Andrzejom sto lat...


wtorek, 27 listopada 2012

A jakie są moje marzenia?

Ech mnie też natchnęły dziewuchy:)

- zdrowa bym być chciała, oczywizda:)
- z mężem żyć w zgodzie
- rodzina też żeby zdrowa była
- i jeszcze bym chciała do grecji  na wakacje
- i do chorwacji tyż:)
- i chudą żeby być, szczuplutką laską
- i długie kasztanowe, UKŁADAJĄCE SIĘ WŁOSY mieć

A najbardziej na świecie dzidziuś mnie się marzy, na razie lekarz kazał czekać, potem obaczymy czy się uda.
Przeciwności jest kilka, niestety. Tak bardzo bym chciała. Wiem, że gdybym przytuliła do piersi to w końcu poczułabym się naprawdę szczęśliwa.
Na razie jeszcze panuję nad tym marzeniem i biorę je na dystans, cieszę się wolnością, wizualizuję małego bombla zmierzającego chwiejnym krokiem do wracającego z pracy tatusia:))))
Tak będzie, wierzę w to :))

sobota, 24 listopada 2012

Zamieszanie:)

Weekendowo. Zjechali się starzy znajomi z całej polski. Poznaliśmy się dawno temu na obczyźnie, w pracy.
Potem każdy wrócił w swoje rodzinne strony. Mimo to się widujemy, przyjaźnimy. Jedni po ślubie, inni się budują, kolejni przyjechali z nowym potomkiem. Pamiętam, że gdy się wszyscy poznaliśmy, byliśmy świeżo upieczonymi dwudziestolatkami, bez problemów, bez doświadczeń, bez raka.
I tak się wszystko plecie, zmienia, nie wiadomo co będzie za rok.
No to ciśniemy się wszyscy jak na kolonii i jest cudnie. Dobrze mieć przyjaciół i dobrze o nich dbać.
To takie moje przesłanie hihi:)
Szkoda tylko, że po głowie się kołacze, że nie wszyscy są teraz szczęśliwi, zdrowi, że właśnie komuś zawala się świat. Smutne. Chciałabym żeby wszystkim było dobrze...ech bardzo bym chciała.

czwartek, 22 listopada 2012

O jezuśku...

No i stało się, poważne problemy zeszły na drugi plan.
Nastały te dni gdy:
-płakać się chce bez powodu
-jestem brzydka
-fryzjer beznadziejnie mnie ściął (tak jak zawsze, ostatnio byłam zachwycona)
-do dupy kolor farby do włosów (taki jak ostatnio)
-jestem gruba, nie chudnę już
-jestem brzydka
-wszystko mnie wkurwia
-nie umiem się cieszyć
-nie umiem się śmiać

No to mam co chciałam. Mam dość. Niech już mi minie:))))) Baby naprawdę są jakieś inne:)))

niedziela, 18 listopada 2012

Poranki...

Doszłam do siebie. ufff...
Cudny poranek, wbrew temu co w tv nie ma mgły, piękne słońce, lekki mrozik i przeraźliwie kraczące wrony. popijając zieloną herbatkę rozkoszuję się tym porankiem.
Lubię takie chwile. Powinnam wskoczyć w dres i polatać po parku ale nie mam siły:)
Kac po 30-stce trwa 2 dni, potwierdzam:)))
A więc dziś na spokojnie, kawka, herbatka, obiad na mieście bo zamarzyło mi się sushi.
To będzie taki zwykły, nudny dzień. Oby takich jak najwięcej, czego i wam życzę:)))

środa, 14 listopada 2012

A co to?

Parę dni temu coś wyczułam, coś zabolało. Nie chcąc siać paniki na blogu, zasiałam ja w sobie i cichutko działałam. A miejsce w jakim to wyczułam już wołało o pomstę do nieba.
Dziś przyszedł ten dzień, kiedy kłamiąc iż jadę na basen udałam się do doktora.
Z duszą na ramieniu, bo przecież to niemożliwe żeby znowu się udało, w tajemnicy przed światem wyłożyłam stówę i weszłam do gabinetu.
Ufff!!!
Maść, leki, wchłonie się. Nie panikować, koło raka to nawet nie leżało.
Ufff!!!
-Panie doktorze czy ja jestem normalna?
-Jak najbardziej, coś Pani wyczuła, trzeba sprawdzać! Odpowiedzialność, świadomość!!!...

No to mi polał miód na serce bo myślałam, że już skretyniałam do końca. Znowu mogę zacząć się cieszyć bo lekko dygałam przez ostatnie parę dni.
A jak się upiję to dodam szczegóły co i gdzie se wymacałam i rak czego niby miałby to być.
Ale będzie ryk...:) kupa śmiechu:))) Ale to jak się upije, narazie się wstydzę:)))

sobota, 10 listopada 2012

Zimno...

Ach jakieś chłodne dni przyszły i nie bardzo wiem jak sobie z nimi poradzić :(
Nie potrafię być sama, żyć w tęsknocie, którą niestety odczuwam. No właśnie, znowu ta samotność we dwoje. Wszechobecna i tak bardzo dołująca.
I strach gdzieś w tyle, a co jeżeli nic się już nie zmieni, a co jeżeli nie pozwoli to spełnić moich największych marzeń?
A co? A co? Nic. Próbuję nie myśleć, nie smucić się, nie gdybać. Szukam pozytywów, choć to bardzo trudne :(
A Wy, czy taki stan ducha jest wam znany, czy może obcy?
A czy ktoś wie jak tej samotności zaradzić? Jak przywrócić życiu dawne barwy?

środa, 7 listopada 2012

Twardym trzeba być...

Ależ mam zakwasy. Jezusie. Postanowiłam zacząć biegać. No i se wczoraj pobiegałam. Dziś ryczę z bólu ale warto było. Byłam z siebie dumna. Będę biegać regularnie i już. Dla zdrowia, dla poukładania sobie świata, może trochę dla ucieczki. Może jak trochę pouciekam to zatęskni? A może nie.
Ale przede wszystkim dla samej siebie.
Dla nauczenia się dawania samej sobie radości poprzez wygrywanie choćby z lenistwem.
Dla wzmocnienia poczucia własnej wartości, żeby już się nie dawać, żeby nie pozwalać jej w sobie zabijać. Dla wykrzyczenia żalu...też trochę.   Dobranoc

P.S Kto nie chce ryczeć, niech nie słucha


poniedziałek, 5 listopada 2012

Oczywiście jest okej...

No już po i wiadomo, że jest okej. Doczekałam się nerwowo wyników, w między czasie naszło mnie trochę czarnych chmur, ale co po niektóre osoby ;) pięknie je rozgoniły rycząc na mnie żem durna. Bo jestem, to pewne.
Z biodrem lekarz zrobił minę moją ukochaną i kazał mniej ćwiczyć, odpocząć.  Wykluczył przeżuty.
Rozjuszona kazałam mu jeszcze pomacać gulkę na plecach, którą mam z 10 lat (WARIATKA!!!)
A że humor już mi się polepszył, to wracając do wczorajszej licytacji przypomniałam sobie, że ostatnio miałam na skórze piersi może z 0,2 mm krostkę, taką czerwoną plamkę, no i oczywiście żyłam parę dni w przekonaniu, że to rumień, rak itd.
Szkoda słów, szkoda gadać. Po raz setny powiem, że rak to choroba głowy, nie ciała.
No to sobie teraz odreagowuję cichutko w domu. Dla mnie dzień po badaniach to jak po maratonie.
Do tematu wracam w połowie stycznia, na razie spokój.
Dzięki Wam bardzo Ludziska, dzięki, dzięki, dzięki!!!
A w tym podziękowaniu dobra muza, choć nowa kilkuletnia to słowa mądre jak diabli, radzę się wsłuchać.
Dla Was!!!


I jak?


niedziela, 4 listopada 2012

Dzień przed...

Przyszło popołudnie, zaczął się świadomy dół. Smutno mi, beczę pod nosem, cichutko, oddalam się na czytanie książki zamiast zwyczajowo ślęczeć przed tv.
Świadomy dół na maksa. Jutro badania kontrolne i wszystko jasne. zawsze tak mam nachodzi mnie mega wyciszenie, podszyte ogromnym strachem i niepewnością. Żołądek mi się ściska w znajomy sposób.
Po ostatnim aerobiku boli mnie biodro ale tylko przy pierwszych 3 krokach po długim zasiedzeniu, nie ruszaniu się. Typowy zakwas, przeciążenie. Normalnie nie boli w ogóle.
No to teraz w mojej bani od tygodnia kołatają się myśli o przerzutach do kości. I na nic rozmowa z ortopedą, że to zakwas, przeciążenie, że rak nie boli tylko przy pierwszym kroku na rozruch.
Jutro będę musiała powiedzieć o tym swojemu lekarzowi.
A jak się przejmie?
A jak będzie chciał badać dokładniej?
A jak skieruje na coś jeszcze?
Jezu jak się boję, jezu jak się modlę żeby mnie wyśmiał i powiedział, że rak tak nie boli.
Żeby było tak jak ostatnio gdy narzekałam na kolano, a on powiedział, że jeszcze nie słyszał o przerzutach do kolana.
Ależ to jest męka. Ależ to jest koszmar, ten strach jest nie do ogarnięcia.
Czy dzisiaj jest ostatni normalny dzień?
Co będzie jutro o tej porze?
Co będę myśleć?
Jutro będzie wszystko jasne, może znowu wygram los na kolejne dwa miesiące.
Nie musicie mnie pocieszać, w głębi serca wierzę, że będzie dobrze, że musi być dobrze.
Tak tylko wyrzyguję najbardziej skryte obawy, których na dzień prze nie potrafię schować...

piątek, 2 listopada 2012

Normalność...

Dzisiejszy dzień całkiem miły, normalny bym powiedziała. Z rana postanowiłam zmęczyć męża 10 kilometrami, potem śniadanko. Wieczorem kolacja na mieście i kino.
Postanowiłam zabrać go na randkę. Nie dość, że chodzimy na te randki raz na ruski rok, to jeszcze zawsze on zaprasza. A co mi tam? Pomyślałam i zaprosiłam.
Taka jestem często wredna dla niego, taka byłam nie do zniesienia w trakcie choroby. No to w ten sposób chociaż trochę odkupię swoje winy nie:)))
No i taki to był normalny dzień, jak u zwykłych ludzi:)
Ach brakuje mi takich chwil, nie kina, nie kolacji a czasu w którym głowa nie buzuje od myśli, najczęściej czarnych myśli. Trafiło na mnie, nie ma co. Ale obiecałam sobie terapię no to kontynuuję, jutro robię w domu czystki, w niedzielę mały trening. Byleby się czymś zająć...

czwartek, 1 listopada 2012

...

Dzień spokojny, rodzinny. Po południu poszliśmy na cmentarz,  po ciemku już. Udało mi się wszędzie trafić.
Pod krzyżem zapaliliśmy 3 dodatkowe znicze, za Chustkę, za Magdę Prokopowicz i za wszystkich z zeszłego roku Renate, Pauline Foodancera...
Patrzyłam na te trzy znicze stojące obok siebie i widziałam ich twarze, wszystkie takie uśmiechnięte. I widziałam Magdę i Chustkę jak się śmiały jak im się oczy świeciły. Mi też się świeciły od łez i gardło jakieś zaciśnięte.
Myślałam o tym, że za kilkadziesiąt lat nasze dzieci będą szły tymi samymi alejkami, zapalić nam znicze.
Wszystko takie samo, świat był i będzie. Tylko my się na nim zmieniamy, tak po prostu przemijamy, pstryk i nas nie ma.
A teraz na spokojnie, popijamy zieloną i oglądamy strażnika na dwójce.
A taki wciągający:)...że aż piszę sobie do was. dobranoc:)