Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 29 grudnia 2011

2012

Święta, święta i po świętach. Tyle przygotowań, tyle oczekiwań i już koniec. Święta trwają tak krótko. Dlatego właśnie jakoś lubię i znoszę te tłumy w sklepach, szukanie prezentów i wielkie przygotowywania. Te czynności przed, zdecydowanie przedłużają świąteczny czas.
Jeden prezent, który dostałam mocno mnie wzruszył. Piękna rzeźba, obraz, a właściwie dwa w jednym. Od osoby, której na oczy nie widziałam, która jest taka dobra i życzliwa, internetowy ktoś. Dziękuję Panie T:)))
A za chwilę sylwester. Wyjeżdżamy już dziś, chcemy połączyć go z nartami, więc nie ma na co czekać.
Chciałam Wszystkim życzyć jak najlepiej, żeby w tym nowym roku było łatwiej żyć. Żeby nie spadały na Was złe wiadomości, smutne wydarzenia. Żeby nowy rok był wypełniony szczęściem, miłością i zdrowiem. Żebyście mieli siłę zwalczyć wszelkie przeciwności losu.
Żebyście byli otoczeni miłością i przyjaźnią, potrafili się uśmiechać i korzystali z każdego dnia, czyniąc go pięknym...
Do zobaczenia w przyszłym roku...

środa, 21 grudnia 2011

Majster bieda...

Jak tam moi mili? Ja dogorywam, pokasłuję, ale jest znacznie lepiej. 
Dziś nawet wyskoczyłam na chwilę po styczniowe karnety na basen, a co jeszcze mi przepadną:)
Jutro zamierzam się wziąć za pakowanie prezentów. A jest ich masa. Jak policzymy od każdego to razem wychodzi z 20 osób czyli 20 prezentów, które trzeba przyodziać w piękny papier i wstążeczki. Wiem, że w XXI wieku mamy na rynku torebki prezentowe, no ale kochani szanujmy się. Jedna duża torebka kosztuje około 8zł, a piękny papier 1zł. No to chyba jest różnica:)))
Przydałaby mi się do tego Monia vel bobinia bo to bestia wszechutalentowana i zdolna:))))
Już nie mogę doczekać się świąt i sylwestra. To dla mnie czas, kiedy myślę, że może nie jesteśmy tacy najgorsi, że trochę w nas jest - człowieka.
Niestety chyba nie:( Opowiadam wydarzenie z przed 2 godzin.
Słyszę, że ktoś dzwoni do sąsiadów, jednych i drugich i bum drzwi się otwierają i zaraz zamykają.
- Acha, myślę sobie i wtedy dzwoni też do mnie.
Stary, brudny człowiek, niemowa i pokazuje tylko, że jeść.
No to oczy szkliste mam, tadam. Miał farta, że akurat krokietów od babci nawiozłam:). 
Odgrzałam mu je, żeby miał na teraz, na ciepło, zapakowałam w folię, dałam widelec. 
- Spytałam czy nie chciałby herbaty?
Na to pytanie oczy jak złotówki i wyciąga spod bluzy termos.
Zrobiłam do termosu, zrobiłam na teraz do kubka, z cukrem, z cytryną, prawdziwą.
Dostał jeszcze starą zimową kurtkę i plecak (jego wołał o pomstę do nieba). I wkurwienie mnie ogarnęło przeogromne, że człowiek biedny, bezdomny ma pusty termos, że musi prosić o jedzenie, że jest głodny kiedy ja muszę się odchudzać bo się spasłam.
A najbardziej wkurwia mnie to, że ludzie zamykają przed nim drzwi, że nawet do głowy im nie przyjdzie ile ta herbata dla niego znaczy. Jak można odmówić komuś kto prosi chociaż o kromkę chleba.
Ja nie jestem dobrym człowiekiem, nie zrobiłam nic wielkiego, wystarczy nie być gnojem (pozdrowienia dla sąsiadów!!!).
Straszne to i smutne i łzy mnie pieką pod powiekami bo sobie kurwa nie mogę tego wyobrazić. Czasami mi wstyd, że należę do tej rasy:(
Smutno, smutno, ale prawdziwie...

niedziela, 18 grudnia 2011

Ale pani pociągająca...

Tak tak, to ja. Przeziębienie nie daje za wygraną. Po kilku dniach wróciło jak szalone. I ciągnę tym nosem jak szalona i chrypię i płuca wypruwam od kaszlu. Trza przełożyć parę spraw bo muszę siedzieć w domu.
Heh obecnie siedzę zamknięta w toalecie bo małż stwierdził, że te okna trzeba jednak wymyć (ma rację, świata już nie było przez nie widać).
No i siedzę zamknięta w kibelku, na podłodze, z laptopem i piszę:)))
Wczoraj na salony wkroczyła choinka, cudny świerk, kształtny jak nigdy. No i przystroiliśmy bombeczkami w kolorach złoto, brąz i fiolet. Do tego żółte NIEMIGAJĄCE światełka. I jest cudnie. Potem odpaliliśmy biokominek (rewelacja dla wszystkich blokerów) i napiliśmy się grzanego winka z pomarańczą.
W ten właśnie sposób okres świąteczny oficjalnie się zaczął.
Uwielbiam takie chwile:)))))
A wy jakie choinki lubicie? Jak je ubieracie? Pisać mnie tu. 
Wszystkim życzę uroczej niedzieli, takiej jak moja, pociągającej na podłodze w kibelku:)))

piątek, 16 grudnia 2011

Święta...

Idą Święta, kocham, kocham, uwielbiam. To nic, że leje. To nic że od tygodnia leci mi z nosa, basen opuszczony, dupa rośnie.
Idą święta i od razu mi lepiej, radośniej. Nie myślę o tym czego się boję i już.
Prezenty mam już wszystkie. W tym roku super się zorganizowałam i już od 2 miesięcy powoli zbierałam kolekcję:) Jutro małż bierze się za okna (już nie pamiętam jakie mam widoki z okna), a ja lecę półki, szafki i inne zakurzone obszary. 
Jutro również wkroczy na salony choinka, ach, ach nie mogę się doczekać.

wtorek, 13 grudnia 2011

Trochę lepiej...

Pękłam i wyryczałam małżowi wszystkie obawy. Że czuję dziwne kłucia, zgrubienia itd, że myślę o chorobie częściej niż jak byłam chora, że sobie zwyczajnie nie radzę. Przemoczyłam bidakowi koszulkę.
No i trochę ulżyło. Mój Pan Szkiełko i Oko zasiał we mnie trochę rozumowego myślenia. Opieprzył odrobinę, że nic nie mówię i dodał wiary. Do tego kilka maili i komentarzy i postanowiłam na chwilę odpuścić. Nie doszukiwać się, nie myśleć. 
Psycho-onkologa nadal rozważam i jak coś to skorzystam.
A z lepszych wiadomości mam, że psina mi zdrowieje. Robi piękne kupy:))))) Nigdy bym nie przypuszczała, że będziemy jej bić brawa na spacerze (za dobrze wykonane zadanie:))
Ulga na sercu bo ten psiak to moja druga miłość.
Uciekam spać, muszę się wyspać, wyleżeć, wybyczyć:)
Dobranoc Wszystkim...

piątek, 9 grudnia 2011

Potrzebny psycholog od zaraz:)...

No i znowu chodzi o ten wielki stres, że jestem chora. To mnie doprowadza do szału. Od kilku tygodni myślę o tym każdego dnia, macam, wyczuwam, czuję kłucie, ciepło i bóg wie co jeszcze. 
Czasem żałuję, że mam zrobioną rekonstrukcję (amazonki nie rzucajcie mi się do gardła). Prze to mam co czuć, implanty się ruszają, czasem rozpychają, zostawione jest więcej skóry więc i tłuszczu, czasem otorbionego, twardszego itd. Ciągle coś przez to czuję.
Wcześniej też się bałam, ale nie aż tak. Dzisiaj w głowie czuję się jakbym była chora. Nie potrafię się cieszyć tym swoim zdrowiem, siedzę jak na bombie.
Czy ktoś ma zrekonstruowane piersi? Czy ktoś też tak ma? 
Chyba bez psychologa się nie obędzie.

niedziela, 4 grudnia 2011

I lżejsza staje się wędrówka, z plecakiem wciąż coraz cięższym...

Głowa boli:))) Dopadł mnie chyba najzwyklejszy kac. O matko boska miałam już nie mieć kaca. Byliśmy wczoraj u znajomych. Było miło, było normalnie, zwyczajnie. Bawiłam się jak dawno już nie (dlatego między innymi mam kaca:).
Wróciliśmy o 4 i co zamiast iść spać dopijaliśmy domowe trunki i gadaliśmy. I gadaliśmy, gadaliśmy. Tyle spraw zostało wyjaśnionych, tyle rozwianych wątpliwości. Dowiedzieliśmy się o sobie dużo ważnych rzeczy. I bez łez się nie obyło. To straszne jak ludzie żyjący razem, którzy są dobrymi przyjaciółmi, żyją jednak osobno. Ilu my rzeczy sobie nie mówimy, ile naszych zachowań błędnie odbieramy.
Szkoda, że nie chce nam się na codzień poświęcić więcej czasu żeby naprawdę siebie posłuchać, żeby zrozumieć co do siebie mówimy i czujemy.
Dobrze, że zdarzają się takie noce. Skończyliśmy przed 7 rano, padliśmy na twarz. Dziś dzień snuje się leniwie, ale szczęśliwie i lżej nam i jakoś tak bliżej do siebie nawzajem... 

czwartek, 1 grudnia 2011

Witamy w dołowie...

No i jestem. Czasami wszystko jest u mnie dobrze, a czasami mam dość. 
Czasami żyję jak czlowiek nie po przejsciach. Wściekam się na męża, na kierowców, planuje wakacje na za rok, dwa, trzy. 
A czasem jak czlowiek z wyrokiem. Przypominam sobie, że moje planowanie powinno sięgać maksymalnie dwóch miesięcy. Bo na tyle dostaję bony. Że tyle osób umiera, tyle dowiaduje się o wznowach, przerzutach. Tylu ludziom świat sie wali na głowę.
 I boje się, że mi też się wcześniej czy później zawali, że nie zdążę przeżyć tego wszystkiego co bym chciala. Piszę tak bo wczoraj leżąc w łóżku pomyślałam, że dotknę piersi. Leżąc na boku od razu wyczułam coś wielkiego. To żebro. No i co kurwa, że żebro? Pewności nie mam. Ale mam doła bo poczułam przy tym wielki fizyczny ból. Żołądek mi się ścisnął, pot na czole. Wierciłam napiętymi palcami u nóg żeby go jakoś rozproszyć. To naprawde bolało i miałam wrażenie że zaraz zwymiotuję. Kurwa, kurwa, kurwa. Mam dość. Zajęło mi chwilę żeby upewnić się że to żebro, przetłumaczyć sobie ze 3 tygodnie temu mialam badania, krew, usg. I ból przeszedl, ale spokój już nie wrócił. Już chyba nigdy nie wróci. I myślę, a co jeżeli coś przeoczyli, a co jeżeli ja jestem następna. Nie potrafię się cieszyć że jestem zdrowa i nie potrafię w to uwierzyć. Boję się panicznie dotknąć, pomyśleć, poczuć. Nie chcę tak i nie wiem czy dam radę. Mam we łbie obsesyjna myśl że coś tam jest, że rośnie. Ale dól. Nie potrafię sobie dzisiaj z tym poradzić.