Łączna liczba wyświetleń

środa, 27 czerwca 2012

zostałyśmy same...

Ale mi smutno. Ta informacja dociera do mnie w bardzo zwolnionym tempie, Przygniata mocniej i mocniej. Dziś wracając z pracy spojrzałam w niebo i poczułam jakbyśmy zostały tu same, bez niej. Bez osoby, która w życiu większości z nas aktywnie nie istniała, ale w podświadomości zawsze gdzieś tam była. Taka piękna, kolorowa. Nigdy nie zapomnę tych wielkich oczu. Niepisana przewodniczka, chodząca nadzieja, że można...żyć i robić to wspaniale, że damy rade, bo ona daje...

wtorek, 26 czerwca 2012

Łeb do słońca:)...

Magdula Kochana, w serduszkach naszych będziesz na zawsze jako przykład, wzór walki, kobiety, matki. Jak dowiedziałam się, że mam raka oglądnęłam w samotności twój film. Dałaś mi nim ogromną siłę. Dowiedziałam się jak to teraz będzie wyglądać, co się będzie dziać. Dzięki Tobie bałam się trochę mniej.
Ta piosenka z poprzedniego posta dla ciebie, teraz już na zawsze nucąc ją będę dawać łeb do słońca...


sobota, 23 czerwca 2012

Młyn, zadyma...

Ale młyn, w pracy aż się kurzy, nie wiem w co ręce włożyć. No cóż praca jak to praca, ważne że jest. Weekend ciekawy bo mamy wesele najlepszego przyjaciela mojego męża. Uwielbiam wesela, uwielbiam tańcować, wzruszać się:) Wiem jestem porąbana. Ach ale jaka mam kieckę:))) Taki lachon ze mnie jakich mało. No nic trza się wyspać. Obiecuję, że po weekendzie znajdę czas, napisze więcej.
A dziś zostawiam po sobie cudną, rokową piosenkę. Puszczam ją w aucie na ful i drę się w niebogłosy.

Mocna muza, a do tego przepiękny tekst. Proszę uprzejmie doczekać do refrenu, a najlepiej przesłuchać z dwa razy. Komuś się podoba? Jakieś opinie? Dla mnie to miód na serce. Gardło zdarte na maxa:) Całuję.

niedziela, 17 czerwca 2012

Ciężki dzień...

No niestety nie udało się wygrać. Jednak oglądanie meczu w kilkudziesięciotysięcznym tłumie wzbudza niesamowite emocje. Potem bawiliśmy się do rana na ulicach miasta, z czechami, włochami itd.
Atmosfera przyjacielska, świetna, wszyscy sobie gratulowali.
A dziś...to chyba wiadomo, dzień przeleżany niestety:)

A to niedzielnie dla Was, piękne słowa, o wokaliście nie wspomnę...
http://www.youtube.com/watch?v=B48gbRsyOOc

piątek, 15 czerwca 2012

Syndrom wdowy euro...

Polska, Polska!!! Wszystko fajos, ale już mam małego wq... Mój małż zapowiedział mi, że przejmuje na euro pilota, zgodziłam się, a cóż miałam powiedzieć. No to siedzi jak zahipnotyzowany, o 18, o 20, o 23 na powtórkach. Cały dzień w domu odgłos wrzasków i gwizdów z telewizora, a z kanapy dobiega do mnie dźwięk otwieranej puszki i czasem efekty nagazowanego piwa. O mój boże, zaczęło się, pomyślałam 2 tygodnie temu. Grzecznie oglądałam powtórki goli, śmieszne sytuacje i wszystko na co byłam zwoływana do salonu. Obiecałam sobie pokorę i cierpliwość:))) Ja rozumiem mecze Polski, ale wszystkie aż tak?:)
Ale ileż można, zaczyna mnie już trochę ten stan wq...ać:) Małż się śmieje, a ja z nim bo te różnice płciowe są zachwycające. Patrze sobie właśnie na niego z ukosa. Siedzi taki budda (brzuch piwku nie wybacza:) i patrzy i się wzrusza i dalej patrzy. Właściwie od tygodnia, średnio 5 godzin dziennie ogląda zieloną trawę i biegających po niej facetów.
Czy to nie fascynujące, że mamy w domach takie cuda natury:))) Jeszcze siedzi i się ze mnie śmieje:))
Z drugiej strony pamiętam jak na ostatniej imprezie rozmawiałyśmy z dziewczynami jak pomalować paznokcie na biało czerwono, z której stronie białe, a z której czerwone??? Co by nie wyszła nam flaga Monako:) Gderając i gderając napotkałyśmy wzrok mężczyzn, którzy zamilkli ze zdumienia czym zajmują się ich kobiety.
No i właśnie tak siebie postrzegamy:))). A wy jak kobity radzicie sobie z erą euro? Jak mężowie?
Przeniosłyście się do kuchni, czy dzielnie im towarzyszycie? Miłego weekendu dla wszystkich...

środa, 13 czerwca 2012

Polska !!!

Odsapnęłam, rozpoczęłam kolejne dwa miesiące. Teraz tak już jest, odliczam życie w dwumiesięcznych odcinkach. No cóż przynajmniej początek jest spokojny, ta pewność zaraz po badaniach daje dobry nastrój i moc. Wczoraj moi drodzy udałam się do strefy kibica na wiadomy mecz i jak się na co dzień średnio interesuję, to ten mecz zapadnie w mojej pamięci na długo. Świetna zabawa, gardło zdarte, atmosfera rewelacyjna. Przy okazji tego, że bezkarnie można było krzyczeć, krzyczałam...
Oj wydarłam z siebie stres, frustracje i strach, a że mi mało to w sobotę też idę się powydzierać:)
A dziś kupiłam piękną sukienkę, niebieską, wiosenną, na dobry początek:))) ...

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Relacja z dzisiejszego dnia...


Podjeżdżam pod szpital. Potrzebuję jeszcze chwili dla siebie, chociaż minutkę. Łzy się cisną do gardła, więc próbuję zebrać się w sobie. Okej już czas, sunę jak we mgle i lapie za wielką klamkę. Idę środkiem korytarza mijając ludzi w perukach, chorych, zwykłych, eleganckich, biednych. Nerwowo pocieram żyle. Kiedyś pielęgniarce w trakcie wkłuwania pękła u mnie żyła. Powiedziała że była zimna, pewnie kłamała ale ja już do końca życia będę pocierać to miejsce jak szalona. Wkłucie z wenflonem.... kurwa boli.
Boli jak zwykle, słyszę jak krew sika do probówek i chce mi się rzygać.


Chwilę później stoję przyciskając mocno ukłutą przed chwilą żyłę. Nikt mnie z stąd nie ruszy, nie przestanę ściskać. Pani powiedziała ze to moja ostatnia super żyła. A że igieł się panicznie boję, chcę się ustrzec przed tysiącem nieudanych prób pobrania krwi. Liczę 67,68,69,70 myśląc sobie że najgorsze za mną. Ale za chwilę orientuje się że jeszcze lekarz, potem usg brzucha, więc może nie tak do końca za mną.
71,72,73 nie ma dzisiaj młodych osób, pan obok kroi bułkę dla żony, osób od cholery, rak nie odpuszcza. 118,119,120 wystarczy tego ściskania. Jeszcze chwilę stoję i obserwuję innych, tych innych. Nagle moje nazwisko w korytarzu. Wchodzę..., węzły, piersi, brzuch pougniatane. Czy to jest gwarancja zdrowia? Czekam na usg, teraz już wiem że boję się go najbardziej. Tej ciszy i przesuwającej się powoli głowicy. To już zostanie we mnie na zawsze, to konsylium zebrane nad monitorem na którym był mój guz. Wszyscy patrzyli kręcąc głowami, przewiercali mnie tą ciszą na wylot. Oni jeszcze nie wiedzieli a ja już dawno tak. Ech to życie. 


Czekam dalej na usg a strach narasta. Ciężka dla mnie ta kontrola blisko rocznicy ślubnej. Wraca ten żal, że ja, że zaraz po ślubie, ze kurwa w ogóle. Za parę godzin wyniki krwi, usg od razu. Wieczorem będzie po wszystkim. Myśli mi się plączą. Pisząc do was przynajmniej czas szybciej leci. Czekam... Już po. Trwało to wieczność. Każda prośba o wstrzymanie powietrza, każde zatrzymanie głowicy... Wynik ok, wszystkie bebechy bez zmian i łzy się od razu cisną jakby nie było już nadziei. A przecież jest wiec skąd te łzy? Teraz już tylko czekam na wynik krwi. Przede mną kilka godzin sinusoidy. Od pewności że ok, po panikę że coś za długo to trwa i na pewno jest źle. Ale na to poczekam już w domu. Uciekam rozglądając się niepewnie, że może kogoś z was tu dzisiaj mijam nieświadoma, że może ktoś z was tu jest.
Puszczam, a wyniki dopiszę później jak będą...........i już mam wszystko gra. Jak się czuję? Zmęczona, jakaś taka nijaka ale na pewno szczęśliwa...


P.s Ula poniżej link, moja rada daj podwójną porcję truskawek:)
http://www.prosteprzepisykulinarne.com/2012/05/ciasto-z-truskawkami.html




sobota, 9 czerwca 2012

Witam truskawkowo...

Witam wszystkich w nowym miejscu, które mam dzięki Ksenie ;) i Pauliśce ;)
Na powitanie ciasto truskawkowe, nadgryzione przez małża z kruszonką:))).
Pozazdrościłam Ksenie i też zrobiłam, trwało to 10 minut więc będę piec częściej i dupę paść:) Mam nadzieję, że kiedyś takie ciasto wszamię z wami moje laseczki:))))


Życie jakoś leci, mam nadzieję, że na tym blogu komentarze i inne będą hulać bez zastrzeżeń.
 Za dwa dni kontrola, już zaczyna się lekka sraczka, ale trzymam, nie puszczam. Na razie jemy ciasto:)))


piątek, 1 czerwca 2012

Zaatakował tak z nienacka

Zbliża się kolejna rocznica wszystkiego co dobre i złe. Wszystkiego co wywróciło moje życie do góry nogami. Był ślub, wielka radość, plany rodzinne i ten dzień kiedy go wyczułam, kiedy przygniótł mnie swoją wielkością, zjadliwością. Wyskoczył nie wiadomo kiedy, nie wiadomo skąd, za co, czemu, co dalej?????????????????

Mnóstwo pytań, mnóstwo strachu. Strach się bać, strach się nie bać. Czy to dobrze, że już tyle czasu minęło, czy źle bo coraz bliżej niewiadomej????

Zniszczył mi kawał życia. Wychodzi na to że w dniu własnego ślubu, że w podróży poślubnej miałam już raka. Wciąż niczego nieświadoma spędzałam najpiękniejsze chwile swojego życia z rakiem w piersi. Zaskoczył mnie podczas poślubnej ekstazy, radości z życiowych zmian. Pamiętam byłam jak na haju, byłam szczęśliwą żoną. Czemu nie dane mi było trwać w tej ekstazie dłużej? 
Decyzja, że chcemy mieć dziecko, nawet nie zdążyliśmy się za nie zabrać, kiedy on podciął nam wszystkie plany, radość i skrzydła. 

Dziś już nic nie jest takie łatwe. Nie wiadomo co będzie. Życie nie chce już być takie beztroskie, podszyte jest żalem i strachem. No cóż.:(  Z drugiej strony gdyby nie on, nigdy nie zaczęłabym o siebie tak dbać, starać sie zdrowo żyć, szanować swój organizm. Mam nadzieję, że tylko moja praca nie pójdzie na marne, że uda mi się zebrać plony...