Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 20 marca 2011

Walka z życiem, nie ,,o"...

Idzie wiosna. To będzie moja pierwsza wiosna, to będzie mój pierwszy początek lata, w którym wiem, że życie nie trwa wiecznie.
Wiem, że nie jestem niezniszczalna, że wystarczy sekunda by wszystko się skończyło, że życie wcale nie jest nasze. My tylko możemy w nim chwilowo uczestniczyć.

Przypomina mi się wiosna zeszłego roku, ta ogromna radość, podniecenie. Ja naprawdę kochałam życie, cieszyłam się nim. Czułam się wyjątkowa, szczęśliwa. Ktoś mógłby mi zarzucić, że jak wtedy kochałam życie, a teraz? A gdzie wdzięczność, za dobre wyniki, za szansę nowego życia. 
Nie potrafię jeszcze zaufać tej szansie, boję się powiedzieć głośno, że jestem zdrowa. Czy to możliwe aby wszystko się tak szybko odbyło? Tak dobrze zakończyło?

Nie potrafię jeszcze zaufać życiu, boję się go. I nie potrafię go jeszcze kochać tak jak wcześniej , cieszyć się nim. Wciąż czuję się oszukana, zdradzona przez los. Jeszcze nie potrafię mu wybaczyć. 
Włączyłam ostatnio płytę, której słuchałam zeszłej wiosny, która wypełniała mój dom radością. Nie byłam w stanie dokończyć pierwszej piosenki. Łzy leciały ciurkiem na podłogę. Czułam taki ogromny żal, tak bardzo zatęskniłam za tym moim dawnym życiem. 
Czasami sobie myślę, że to nie minie, że nigdy nie wybaczę życiu, a może sobie...

poniedziałek, 14 marca 2011

Zycie po chemii...

Lekarz przeznaczył dla mnie 10 kursów. Powoli wkraczałam w tę całą rutynę. Krew, wyniki, wizyta u lekarza, skierowanie na kurs, chemia, dom. Ten sam schemat powtarzałam co 3 tygodnie. 

Najgorsza nie okazała się sama chemia (czułam się znośnie) tylko konieczność przebywania w tym miejscu. Codziennie tyle ludzi czeka na swoje lekarstwo, na swoje życie. Często starsi, niedołężni. Ciężko mi było na to patrzeć. 
Z jednej strony leżeli na wpół żywi ludzie, z drugiej pogodzeni ze swym losem twardziele. W trakcie chemii pili soczki, jedli kanapki i ucinali sobie pogawędki. Ich rozmowy w ogóle nie dotyczyły choroby. Szpital, chemia, to było otoczenie jakby spotkali się na ulicy, nieważne. Tematem był syn zdający na prawo jazdy, choroba kogoś z rodziny, przepisy kulinarne. 
Łączyło ich tylko jedno, ogromna chęć aby zaliczyć jak najwięcej wspomnień w swoim życiu, aby los dał jeszcze troszkę, odrobinę, chociaż do jutra, bo jutro dzieciaki maja urodziny.

Ja w tym wszystkim byłam gdzieś obok, samotnie. Po wkłuciu walczyłam sama ze sobą żeby nie uciec, nie mogłam patrzeć na kroplówkę, chciałam wymiotować, krzyczeć, gryźć i kopnąć w d... Pana Boga za to, że mi to zrobił, że pozwolił mi tak cierpieć. 
Tam docierało do mnie, że nie jestem pogodzona z własną chorobą, że ja ją tak silnie od siebie odsunęłam, że nie jestem w stanie znieść miejsca, w którym nie umiem już udawać. 
Organizm człowieka jest jednak fenomenalny, zniosłam to jakoś, przeżyłam te 10 kursów. Teraz wierzę, że wszystko będzie dobrze, węzły czyste. Panie Boże gdybyś jednak chciał mnie jeszcze czymś zaskoczyć, jeśli masz coś jeszcze w zanadrzu, pamiętaj że więcej już mogę nie dać rady. Proszę miej po prostu tego świadomość.

sobota, 12 marca 2011

Brak

Trwam sobie w swoim świecie samotnie, po cichu.
Bezszelestnie rozprawiam się z własnym cierpieniem, czekam na to co przyniesie mi kolejny dzień. Płaczę w ukryciu, w nocy, w sobie. Jęcząc bezgłośnie pozwalam uwolnić kilka łez. Co mi dała ta choroba, co mi zabrała, co mnie czeka, co już nigdy nie wróci?

Mówi się, że o kobiecości nie świadczą piersi, włosy, błyskotki. Zgadzam się, nie bójcie się, że choroba wam ją zabierze. Kobieta, która ma przy sobie mężczyznę, który jej pożąda, patrzy w lustro i widzi siebie piękną. To nic, że nie może odgarnąć kosmka włosów, zaznaczyć dłonią owalu piersi, ona i tak czuje się piękna, bo widzi piękno w oczach swojego mężczyzny. To on ją definiuje, to on nakreśla jej piękno.

Mężczyzna jest tak silny, że potrafi ją również zniszczyć. Podkopuje całe poczucie własnej wartości, sprawia że życie zatrzymuje się w miejscu.

piątek, 11 marca 2011

Panie doktorze! Tniemy!

Decyzja lekarza - całkowite usunięcie piersi, tak zwana mastektomia. Co gorsze obustronna.
W obliczu raka, ryzyka śmierci, ta decyzja nie przeraża. Nie było mi żal, nie bałam się, nie myślałam o tym jak o wielkiej stracie. Łzy polały się jak rzeka dopiero gdy uderzyła mnie myśl, że nigdy nie przystawię do piersi dziecka. Nigdy nie nakarmię niemowlęcia własnym mlekiem, ominie mnie piękna, intymna chwila. 

Ile jeszcze przyjdzie mi poświęcić, oddać? Za co Boże mnie tak karzesz? Na ile prób mnie jeszcze wystawisz? 

Chciałam się z nimi pożegnać, ostatni raz poczuć się kobietą, chciałam wyryć w pamięci męską dłoń głaszczącą pierś, gorące usta całujące sutki. Chciałam zapamiętać na resztę życia, doświadczyć tego ostatni raz. 
Nie udało się - to mój życiowy dramat, porażka, czasem bardziej raniąca niż rak. Najbardziej boli samotność we dwoje...