Łączna liczba wyświetleń

środa, 25 stycznia 2012

Wszystko gra...


Jak już pisałam w komentarzach, badania wyszły okej. Jak zwykle było ciężko, jadąc do szpitala darłam mordę w samochodzie przy radiu i spijałam wielkie jak grochy, kapiące łzy. Łzy wściekłości, żalu i rozgoryczenia. Rozgoryczenia bo za co? po co? i czemu?
Przygoda z rakiem nigdy się nie kończy, już zawsze pozostaje strach.
Trudne takie życie, ale to większość z Was wie lepiej ode mnie.
Może jest w tym jakiś boży plan, może ktoś ma cel lokując w życiorysach ludzi trudne chwile? Nie wiem.
Mam tylko cichutką nadzieję, że głupcy zmądrzeją, a mądrzy będą tę mądrość potrafili wykorzystać...

niedziela, 22 stycznia 2012

Roztrząsanie nieroztrząsania...

Jutro z rańca jadę na badania. Chcę wierzyć, że wszystko będzie dobrze, że to co złe nie wróci. Staram się o tym nie myśleć, nie roztrząsać, nie robić z tego wielkiej sprawy.
Najbardziej w tym wszystkim nie lubię powrotów w te miejsca. Pobierają mi krew w pomieszczeniu gdzie dostawałam chemię.
Chęć wymiotowania pojawia się natychmiast. Gdy tylko spojrzę na ludzi podłączonym do kroplówek nie wiem czy myśleć, że to już za mną czy przede mną. Staram się więc na nich nie patrzeć. Ze spuszczoną głową przymykam pomiędzy nimi. A gdy wychodzę ze szpitala jakby mi nagle dali tlenu. Powoli się otrząsam i wracam do swoich spraw. Jeszcze tylko czekanie na telefon, którego boję się odebrać. I co lepsze, często go nie odbieram. Oddzwaniam po kilku godzinach, kiedy wzbierze we mnie odwaga. Czasami myślę, że życie po raku jest cięższe niż z rakiem. Czasami myślę, że chemia sieje większe spustoszenie w głowie niż w organizmie.
O proszę na początku napisałam, że nie chcę o tym myśleć i tego roztrząsać, to mi się udało, nie maco:)
Idę zalegnąć przed tv, leczę małego kaca po znakomitym c....a party:)))

piątek, 20 stycznia 2012

C...Party, party...

Zabiegana, zahukana. Badania przeniesione na poniedziałek, już ostatecznie, na pewno. Przyszedł czas na zmiany mieszkaniowe. Za dużo nie mówię żeby nie zapeszać. 
W związku z tym spokój się skończył. Czas na decyzje, rozkminki i burze mózgu. I żeby tylko się przy tym nie denerwować, żeby brać wszystko na luzie, na spokojnie.
Bo nie warto się denerwować, bo po co:)
A jutro do pracy:((( nie chce mi się jak cholera, ale dodatkowa kasa się przyda. Za to na deser dostanę fajną imprezę, tak zwane, uwaga nadchodzą wulgaryzmy ,,cipaparty".
Któraś nazwała tak babskie zloty i ciągnie się ta mało elegancka nazwa za nami:)) A więc winko, ploty i zero facetów:))) oni są jacyś inni:)))

sobota, 14 stycznia 2012

Trelemorele...


Badania odwołane, doktor na wyjeździe, więc rozprawka na temat 13 była bezsensu. Badania w next week. Zarobiona jestem straszliwie, nie mam czasu na nic. W domu syf. Po świętach wróciłam do dietki i latam jak głupia na basen. Przeziębienie na razie przeszło, więc korzystam ile wlezie. No i czasu brak na pisanie, czytanie, sprzątanie:)
Ale jakoś leci, powoli, do przodu mam nadzieję. Troszkę przeszedł mi ten grudniowy strach. Ewidentnie miałam wtedy gorsze dni i co godzinę myślałam o raku. Teraz jest trochę lepiej, ale nie do końca.
Ostatnio byłam z przyjaciółką w knajpie i podeszła do nas inna dziewczyna. Koleżanka, koleżanki mej:) Jak się przedstawiła od razu przypomniałam sobie że słyszałam od niej od przyjaciółki, że też miała raka piersi, że na razie jest ok itd. One chwile sobie rozmawiały, a mnie dławiło w gardle, że mam na wyciągnięcie ręki taką samą jak ja. Czy ona też się tak boi, czy dotyka piersi, czy czuje w nich coś dziwnego, czy boi się wziąć kredyt bo nie wie co będzie za 5 lat? KOSZMAR!!!
No i tak to było proszę Państwa:( i takie różne myśli wciąż mnie atakują, chociaż staram się żyć jak najnormalniej się da.
Myślę, że muszę przestać się stresować wszystkim i nie myśleć tyle. Czasami mam taki mętlik w głowie i rozkminiam naraz tyle rzeczy, że aż mnie głowa boli, spać nie mogę i czuje się normalnie zmęczona.
Takie podejście nie jest dobre. No to co weekendzik, czas odsapnąć, zwolnić. 

czwartek, 5 stycznia 2012

Posylwestrowo...

Wrócili my dwa dni temu, no i nie mogłam się zabrać do naskrobania czegoś sensownego. Ale już jestem. Sylwester minął sylwestrowo, elegancko acz na luzie, z tańcami. Towarzystwo trafiło nam się bardzo miłe, a znajomi stawili się wszyscy. To był mój taki pierwszy organizowany poza domem sylwester. Stwierdzam, że polecam:)
Pojeździliśmy na narciochach bo akurat posypało, rano w ostatni dzień roku poszliśmy w góry na spacer, na imprezę mężowie założyli garniery a my sukieneczki i tańcowaliśmy do białego rana.
Dosłownie, stawiłam się do pokoju o 7 nad ranem:))) i czułam tego skutki jeszcze ze dwa dni:))) 
No i 1.01 spędzony w gronie przyjaciół z piwkiem w rączce żeby jakoś przeżyć. Brzuch z tego śmiechu boli mnie do dziś.
No więc podsumowując było miło.
Oczywiście się znowu podziębiłam. Małżonek twierdził, że wypatrzył mnie jak sobie przed budynkiem tańcowałam z papieroskiem w rączce w samej sukienusi. ??? Jak Boga kocham, NIEPAMIĘTAM! 
HAHAHA, tzn. że było fajnie;)
No i przez to całe zamieszanie nie było ani chwili na refleksję, plany, podsumowania. To dobrze czy źle? Sama nie wiem. Na pewno udało mi się zapomnieć o strachu i o badaniach, które już za tydzień.
No i musiałam poczuć dużą beztroskę jeżeli wkradł się tam papierosek;) 
A co do badań, za tydzień jest 13 w piątek i się szczerze zastanawiam czy ich nie przełożyć. Jak myślicie? Durna jestem?