Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 22 stycznia 2012

Roztrząsanie nieroztrząsania...

Jutro z rańca jadę na badania. Chcę wierzyć, że wszystko będzie dobrze, że to co złe nie wróci. Staram się o tym nie myśleć, nie roztrząsać, nie robić z tego wielkiej sprawy.
Najbardziej w tym wszystkim nie lubię powrotów w te miejsca. Pobierają mi krew w pomieszczeniu gdzie dostawałam chemię.
Chęć wymiotowania pojawia się natychmiast. Gdy tylko spojrzę na ludzi podłączonym do kroplówek nie wiem czy myśleć, że to już za mną czy przede mną. Staram się więc na nich nie patrzeć. Ze spuszczoną głową przymykam pomiędzy nimi. A gdy wychodzę ze szpitala jakby mi nagle dali tlenu. Powoli się otrząsam i wracam do swoich spraw. Jeszcze tylko czekanie na telefon, którego boję się odebrać. I co lepsze, często go nie odbieram. Oddzwaniam po kilku godzinach, kiedy wzbierze we mnie odwaga. Czasami myślę, że życie po raku jest cięższe niż z rakiem. Czasami myślę, że chemia sieje większe spustoszenie w głowie niż w organizmie.
O proszę na początku napisałam, że nie chcę o tym myśleć i tego roztrząsać, to mi się udało, nie maco:)
Idę zalegnąć przed tv, leczę małego kaca po znakomitym c....a party:)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz