Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 5 stycznia 2012

Posylwestrowo...

Wrócili my dwa dni temu, no i nie mogłam się zabrać do naskrobania czegoś sensownego. Ale już jestem. Sylwester minął sylwestrowo, elegancko acz na luzie, z tańcami. Towarzystwo trafiło nam się bardzo miłe, a znajomi stawili się wszyscy. To był mój taki pierwszy organizowany poza domem sylwester. Stwierdzam, że polecam:)
Pojeździliśmy na narciochach bo akurat posypało, rano w ostatni dzień roku poszliśmy w góry na spacer, na imprezę mężowie założyli garniery a my sukieneczki i tańcowaliśmy do białego rana.
Dosłownie, stawiłam się do pokoju o 7 nad ranem:))) i czułam tego skutki jeszcze ze dwa dni:))) 
No i 1.01 spędzony w gronie przyjaciół z piwkiem w rączce żeby jakoś przeżyć. Brzuch z tego śmiechu boli mnie do dziś.
No więc podsumowując było miło.
Oczywiście się znowu podziębiłam. Małżonek twierdził, że wypatrzył mnie jak sobie przed budynkiem tańcowałam z papieroskiem w rączce w samej sukienusi. ??? Jak Boga kocham, NIEPAMIĘTAM! 
HAHAHA, tzn. że było fajnie;)
No i przez to całe zamieszanie nie było ani chwili na refleksję, plany, podsumowania. To dobrze czy źle? Sama nie wiem. Na pewno udało mi się zapomnieć o strachu i o badaniach, które już za tydzień.
No i musiałam poczuć dużą beztroskę jeżeli wkradł się tam papierosek;) 
A co do badań, za tydzień jest 13 w piątek i się szczerze zastanawiam czy ich nie przełożyć. Jak myślicie? Durna jestem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz