Jak już pisałam w komentarzach, badania wyszły okej. Jak zwykle było ciężko, jadąc do szpitala darłam mordę w samochodzie przy radiu i spijałam wielkie jak grochy, kapiące łzy. Łzy wściekłości, żalu i rozgoryczenia. Rozgoryczenia bo za co? po co? i czemu?
Przygoda z rakiem nigdy się nie kończy, już zawsze pozostaje strach.
Trudne takie życie, ale to większość z Was wie lepiej ode mnie.
Może jest w tym jakiś boży plan, może ktoś ma cel lokując w życiorysach ludzi trudne chwile? Nie wiem.
Mam tylko cichutką nadzieję, że głupcy zmądrzeją, a mądrzy będą tę mądrość potrafili wykorzystać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz