Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 1 grudnia 2011

Witamy w dołowie...

No i jestem. Czasami wszystko jest u mnie dobrze, a czasami mam dość. 
Czasami żyję jak czlowiek nie po przejsciach. Wściekam się na męża, na kierowców, planuje wakacje na za rok, dwa, trzy. 
A czasem jak czlowiek z wyrokiem. Przypominam sobie, że moje planowanie powinno sięgać maksymalnie dwóch miesięcy. Bo na tyle dostaję bony. Że tyle osób umiera, tyle dowiaduje się o wznowach, przerzutach. Tylu ludziom świat sie wali na głowę.
 I boje się, że mi też się wcześniej czy później zawali, że nie zdążę przeżyć tego wszystkiego co bym chciala. Piszę tak bo wczoraj leżąc w łóżku pomyślałam, że dotknę piersi. Leżąc na boku od razu wyczułam coś wielkiego. To żebro. No i co kurwa, że żebro? Pewności nie mam. Ale mam doła bo poczułam przy tym wielki fizyczny ból. Żołądek mi się ścisnął, pot na czole. Wierciłam napiętymi palcami u nóg żeby go jakoś rozproszyć. To naprawde bolało i miałam wrażenie że zaraz zwymiotuję. Kurwa, kurwa, kurwa. Mam dość. Zajęło mi chwilę żeby upewnić się że to żebro, przetłumaczyć sobie ze 3 tygodnie temu mialam badania, krew, usg. I ból przeszedl, ale spokój już nie wrócił. Już chyba nigdy nie wróci. I myślę, a co jeżeli coś przeoczyli, a co jeżeli ja jestem następna. Nie potrafię się cieszyć że jestem zdrowa i nie potrafię w to uwierzyć. Boję się panicznie dotknąć, pomyśleć, poczuć. Nie chcę tak i nie wiem czy dam radę. Mam we łbie obsesyjna myśl że coś tam jest, że rośnie. Ale dól. Nie potrafię sobie dzisiaj z tym poradzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz