Łączna liczba wyświetleń

sobota, 29 stycznia 2011

Dlaczego ja...

Pierwsze chwile z rakiem są dość dziwne, specyficzne, a jakie właściwie miały by być. To dość intymny czas, w którym poznajemy to coś , oswajamy się z tym i podejmujemy decyzję kto ma wygrać w tej jednak nierównej walce. 
Rozkręciła się cała machina dodatkowych badań, pomysłów na sposób leczenia, poddałam się jej całkowicie i bezmyślnie. Nie zastanawiałam się jakie wybrać leczenie, oddałam się w ręce lekarzy i jak w pół śnie posłusznie wykonywałam ich polecenia.
Za to w mojej głowie działo się wiele ciekawych rzeczy.
 
Nie mogłam uwierzyć w to co się stało, szłam ulicą i nagle myślałam ,,ale jaja, mam raka, szok". Jakbym zobaczyła żyrafę na środku ulicy, to własnie tego typu szok i niedowierzanie, jakiś chory rodzaj fascynacji. 
Kiedy po kilku dniach oswoiłam się z tą żyrafą przyszedł czas złości i pytań. To był najgorszy moment, bałam się, że już nigdy nie przestanę pytać: dlaczego ja?, co zrobiłam nie tak?, za co?, czemu nie ktoś inny?.

Czułam wtedy żal i złość. Miałam poczucie ogromnej niesprawiedliwości i skrzywdzenia mnie. Byłam wściekła i rozżalona, czułam się jak mała dziewczynka, którą ktoś oszukał, wykorzystał jej naiwność i niewinność. Jadąc autem potrafiłam zacząć krzyczeć na całe gardło, chciałam wykrzyczeć tą złość, frustrację. Codziennie rano, zanim otworzyłam oczy, w głowie pojawiało się to bum-mam raka. Kiedy działo się coś miłego i czułam się jak wszyscy, wtedy to też przychodziło. Taki gnój w głowie, który mówił i po co się śmiejesz, co już nie pamiętasz, masz raka, jesteś inna niż ci ludzie. Dziś wstaję i tej myśli nie ma. Teraz trzeba zrobić kawę, iść do pracy, gdzieś tylko przemknie myśl, że w czwartek mam chemię.

Potem przyszedł spokojniejszy okres, rany troszkę się zagoiły i zaczęłam oswajać się z myślą, że może umrę i muszę być z taką ewentualnością pogodzona. Nie oznaczało to, że nie będę walczyć i skazuję się na przegraną. Ja po prostu chciałam pogodzić się z losem. Kiedy dotarło do mnie, że być może umrę o dziwo nie było mi żal mojego życia, bardzo martwiłam się o bliskich. To oni zostaną i będą cierpieć. Zaplanowałam, że w razie konieczności zostawię im mnóstwo wskazówek jak żyć, jak nie płakać, jak przyjąć to bezboleśnie, że ja gdzieś jestem i mam się dobrze i daję im kopa na szczęście w dalszym życiu. Poczułam realny strach o nich i wyrzuty sumienia, że swoim odejściem złamię im życie - to było najgorsze.

Dziś nie żałuję żadnego z tych etapów, tak było, tak czułam, może to normalne, a może nie. A co jest właściwie normalne? Czy mamy jakąś instrukcję, księgę poprawnych zachowań w przypadku kiedy dowiemy się, że mamy raka?

Z dnia na dzień te wszystkie uczucia się zacierały, coraz rzadziej rozkładałam swoją chorobę na czynniki pierwsze. Grzecznie poddając się leczeniu zaczęłam normalnie żyć, jak wcześniej. Aspekt psychiczny odsunęłam od siebie jak najdalej. Kto tu jest chory? ja?.  

Doszłam w tym do takiej perfekcji, że aż zaczęłam się martwić (ja się muszę o coś martwić, jestem od tego uzależniona:)). Mówiłam mężowi, że to dziwne, że coś się złego wydarzy bo ja za dobrze to znoszę, nie załamałam się, przeszłam nad tym do porządku dziennego. A on się śmiał, że wariatka ze mnie, że jak jest źle to się martwię, a jak dobrze to martwię się jeszcze bardziej, że jestem super twardzielką i należy się z tego cieszyć. 

No to się cieszę. Wszyscy dookoła mnie zostali przeze mnie wychowani, że wszystko jest ok, będzie dobrze, jest dobrze, nie ma się czym martwić, nie gadamy o tym bo niby o czym, chodźmy lepiej na imprezkę, albo zajmijmy się czymś naprawdę pożytecznym. No i tak jestem traktowana, normalnie. Jedziemy gdzieś razem i jestem taka jak inni tylko w peruce i z duszą na ramieniu...  

8 komentarzy:

  1. Wchodze od pewnego czasu na blogi ludzi chorych na raka. Mój mąż zmarł 4 lata temu na raka żołądka miał zaledwie 34 lata. Weszłam i pierwsze co przeczytałam "dlaczego ja?, co zrobiłam nie tak?, za co?, czemu nie ktoś inny?" Dlaczego Ty? Bo masz pecha jak mój Piotr i wiele innych młodych ludzi niestety, ale stwierdzenie "czemu nie ktoś inny" lekko mnie podkur.... to tak jak byś komuś życzyła tej choroby wiedząc, że to nie jest pryszcz na dupie. Masakra zabrzmiało bardzo egositycznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. No coz przykro mi. Wszystko zawarte jest we wpisie rowniez pytanie czy tak mozna, czy to okej? Nie moge czuc sie winna mysli jakie pojawialy mi sie w glowie ale na pewno nikomu nigdy raka nie zyczylam. A uwierz mi mysli jest tysiace. Nie oceniaj tak latwo. Przykro mi z powodu straty meza. Trzymaj si jakos. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No coz przykro mi. Wszystko zawarte jest we wpisie rowniez pytanie czy tak mozna, czy to okej? Nie moge czuc sie winna mysli jakie pojawialy mi sie w glowie ale na pewno nikomu nigdy raka nie zyczylam. A uwierz mi mysli jest tysiace. Nie oceniaj tak latwo. Przykro mi z powodu straty meza. Trzymaj si jakos. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam blog Chustki, Marzeny Erm, słucham Magdy Prokopowicz. To bardzo mądre kobiety są mimo choroby nie usłyszałam/nie przeczytałam dlaczego ja? dlaczego nie ktoś inny. Ja rozumiem ma się wtedy zal do całego świata. Mój mąż pamiętam jak dziś powiedział "ja rozumiem, że zachorowałem ktoś musiał tylko szkoda, że nie na tyle lekko, żebym dal radę...." Minęło 2,5 miesiąca i umarł. Nie da się "trzymać jakoś" nie po stracie takiego człowieka jakim by on. Ty jesteś na wygranej żyjesz i to powinnaś doceniać. Nie wszyscy/wszystkie maja takie szczęście jak Ty. A oceniłam Cie tak jak sama się przedstawiłaś.

    OdpowiedzUsuń
  5. I masz do tego pelne prawo. Niestety nie bede przepraszac za mysli ktore pojawily sie wtedy w mojej glowie. A z ta wygrana to tylko ci sie wydaje ze dwa lata po skonczonej chemii czlowiek zyje wyluzowany. Otoz nie, nie ma nic pewnego i dwa lata o niczym nie swiadcza. Nie ma sensu wdawac sie w dyskusje czego nie napisze bedzie zle. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zareagowałam na Twoje słowa jak zareagowałam mam do tego prawo, Ty masz też do nich prawo. Ty jesteś osobą, która wie lepiej jak się czujesz w takim a nie innym stanie swego zdrowia ja jedynie (po tym czego świadkiem byłam) mogę się domyślać. Od 4 lat jest we mnie tyle złości, nienawiści i żalu do czego, do kogo? Sama nie wiem nikt ani nic nie jest mojej ani Piotra sytuacji winny. Ale tak mnie wzięło i "dostało" się Tobie za to "dlaczego nie ktoś inny" ruszyło mnie to nie wiedzieć dlaczego bardzo. Niestety bardzo osobiście choć wiem, że nie powinnam podchodzę do wielu rzeczy wypowiedzianych na blogach, które czytam. Życzę Tobie dużo zdrowia oby to wyluzowanie przyszło jak najszybciej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawde przykro mi bardzo. Twoja zlosc i gniew sa jak najbardziej na miejscu. Mysle ze musi byc ci bardzo ciezko. Najtrudniej chyba maja ci co zostaja. Ja nigdy nie zyczylam choroby komus innemu ale to pytanie niestety w glowie sie pojawilo. Przepraszam jezeli poczulas sie urazona. Trzymam kciuki za nas dwie i cala reszte :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak mówią złego diabli nie biorą i tak jest właśnie ze mną trwam choć wcale mi nie zależy.... Tobie życzę zdrowia nie ma jednak nic cenniejszego i spokoju serca, duszy oby czas pozwolił Ci żyć ze świadomością, że już teraz będzie tylko lepiej :)
    Pozdrawiam Karina.

    OdpowiedzUsuń