Czyż to nie cudowna ironia losu... jak można się bać czegoś co już się wydarzyło, co nie jest mi obce, z czym się zaznajomiłam... a jednak.
Dziś płakałam, że moje piersi są trochę nierówne, że mogłyby być inaczej zrekonstruowane. Jeszcze rok temu oddałabym je obie za zdrowie, za wygraną z chorobą.
Gdzie jest ta wdzięczność, czy człowiek tak szybko zapomina co jest ważne, co zostało mu dane.
Do tego coraz częściej zauważam u siebie objawy złości, frustracji, gniewu. Nie ma we mnie łagodności. Tak jakby życie nadal kazało walczyć. Bycie złym człowiekiem może mnie obronić przed światem?
Ciężko to wszystko opisać, jeszcze tak wcześnie. Rany na skórze zabliźniają się natychmiast.
Serce, głowa wciąż analizują, szukają sposobu na dalsze życie. Uporam się z ty, wiem, potrzebuję jeszcze tylko trochę czasu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz