Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 14 kwietnia 2011

Onkofobia...

Goję się, powoli dochodzę do siebie. Fizycznie oczywiście. Gorzej z głową. Nadal nie potrafię się cieszyć, jedyne co mogę z siebie dać to zwykły powrót do codzienności. Boję się wszystkiego co związane jest z moim ciałem. Boję się żeby nie zachorować na raka.
Czyż to nie cudowna ironia losu... jak można się bać czegoś co już się wydarzyło, co nie jest mi obce, z czym się zaznajomiłam... a jednak. 

Dziś płakałam, że moje piersi są trochę nierówne, że mogłyby być inaczej zrekonstruowane. Jeszcze rok temu oddałabym je obie za zdrowie, za wygraną z chorobą.
Gdzie jest ta wdzięczność, czy człowiek tak szybko zapomina co jest ważne, co zostało mu dane.

Do tego coraz częściej zauważam u siebie objawy złości, frustracji, gniewu. Nie ma we mnie łagodności. Tak jakby życie nadal kazało walczyć. Bycie złym człowiekiem może mnie obronić przed światem?
Ciężko to wszystko opisać, jeszcze tak wcześnie. Rany na skórze zabliźniają się natychmiast.

Serce, głowa wciąż analizują, szukają sposobu na dalsze życie. Uporam się z ty, wiem, potrzebuję jeszcze tylko trochę czasu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz