Łączna liczba wyświetleń

piątek, 7 października 2011

Skrzywieni psychicznie...

Nic nie mówiłam bo nie chciałam siać paniki, ale znowu sobie coś wyczułam zaraz pod piersią, gdzie przechodzi fiżbina od stanika. Mąż mi tłukł do głowy, że wyniki mam dobre i to nic nie jest. Ja sobie tłumaczyłam to samo, ale 2 tygodnie znowu na ściśniętym żołądku. Dzisiaj nie wytrzymałam, o 6:30 byłam już pod gabinetem mojego chemioterapeuty, pomacał, pomacał i kazał mi się już uspokoić bo to nie rak. Kazałam mu macać jeszcze i dopytywałam czy na pewno czuje to, czy jest pewny itd. Facet o mało nie spadł z krzesła, ze zdziwienia, że można tak nie wierzyć jemu, innym, badaniom:)))
Kazał natychmiast zasuwać nad to morze, ćwiczyć rękę bo puchnie i odpoczywać, a przede wszystkim odpoczywać psychicznie. 
No i co myślicie, że jestem już spokojna w 100%, a gówno, nagle dopadają mnie myśli, a jak on macał nie to miejsce, a może iść do chirurga onkologa, a może on jest zbyt optymistyczny itd. Więc oficjalnie stwierdzam, że jestem powalona i mam skrzywioną psychikę. 2 dni temu ramiączko od stanika dziwnie uwierało mnie na plecach i co nie uwierzycie ale przez 0,5 s pomyślałam czy to nie przerzut. A tym przerzutem była krostka na plecach. Jezu trzymaj mnie bo już nie daje rady:))
Niedługo będę myć piersi szmatką przyczepioną do miotły żeby nie musieć ich dotykać, tak się boje, że coś znajdę. Masakra. 
Jestem zdrowa, jestem zdrowa, muszę to sobie powtarzać. No ja naprawdę jestem jakaś niereformowalna. Ciągle dopytuję a jak, a może, a jeżeli? Sreli pierdzieli, wyluzuj kobito. Jak mam trzasnąć samą siebie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz