No czyli potwierdziłyście moje obawy, dopada mnie jesienna deprecha czy jakoś tam :)
Nic mi się nie chce, pisać mi się nie chce, ruszać, śmiać inne ceregiele. Spała bym, jadła ;p i oglądała seriale. Bleeeeee!!! Okej w weekend miałam oderwanie od marazmu. Boże jak się wybawiłam, wytańczyłam i pochlałam. Aczkolwiek skutki tego ostatniego czuję do dziś, no może do wczoraj:)))
Potrzebuję jeszcze kilku dni, kopa w dupę i wracam do świata. Lecę na basen, wpieprzam marchewki i przestaję narzekać. Jeszcze tylko kilka dni:)))
Takie zycie jest, raz na wozie raz pod wozem.Jak to Ksiadz Malinski napisal, nie da sie zyc w ciaglym zachwycie.
OdpowiedzUsuńA Szymborska - czemu ty sie zla godzino z niepotrzebnym mieszasz lekiem, jestes, a wiec musisz minac, miniesz- a wiec to jest piekne!!
Daj sobie czas, pozwol na dola i powstan!
:*
OdpowiedzUsuńOby nie za długo.
OdpowiedzUsuńczasem trzeba się poleniwić. i już! i delektujemy się lenistwem. mniam
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, Aniu!
OdpowiedzUsuńPrzytulam mocno bardzo...
:***