Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 11 lipca 2011

Kolejne zwycięstwo...

Udało się, wyniki są dobre. Mogę jechać na wakacje. Mogę odsapnąć. Mogę nie myśleć o tym przez kolejne dwa miesiące. 
Nie zdawałam sobie sprawy jak wiele kosztują mnie takie dni jak dziś. Na co dzień jestem już trochę jak inni, czuję się normalna, zdrowa. Wchodzę do szpitala i wszystko wraca. Patrzę na chorych ludzi, na niekończące się kolejki do gabinetów, kroplówki z chemią. Oczy zaczynają mnie piec, żołądek podchodzi do gardła. Zaczyna być mi niedobrze, zupełnie jakbym to ja była po chemii. Wraca największy koszmar mojego życia. Patrzę na ludzi i nie wiem czy wróciłam do swoich, czy jestem inna, czy na pograniczu dwóch światów. Żal mi wszystkich, chciałabym im pomóc, ale równie mocno chciałabym stamtąd uciec i nie oglądać się za siebie. Kiedy tam jestem wszystko zaczyna mnie boleć od środka. 
Ktoś mnie zaraz opieprzy, że powinnam się cieszyć a nie wypisywać te bzdury. Jutro. Jutro będę szaleć, dziś padam na twarz, jestem rozbita i potrzebuję chwili żeby się pozbierać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz