Łączna liczba wyświetleń

środa, 27 lipca 2011

Otorbiony szef:)

I już wyjaśniam w tytule żeby skrócić ewentualne czyjeś nerwy. jest ok. A teraz powoli...poszłam do swojego lekarza, byłam już przed siódmą. Wszystko trwało 2min. Najpierw nie mógł wyczuć, potem wyczuł i podał diagnozę, że otorbiony szew, że badania są ok, że mam się uspokoić. Poryczałam się jak dziecko. A on patrzył zszokowany bo jak miałam raka to byłam twarda jak skała, nastawiona pozytywnie i w ogóle. Nie mógł zrozumieć aż takiej reakcji, ale zaopiekował się, pocieszył, uśmiechnął.
No i ryczę sobie do tej pory i zastanawiam się jak wiele jeszcze będziemy musieli coś takiego znosić. Jak bardzo to jest niesprawiedliwe. Był rak to już dostateczny kop od życia, a teraz za każdym razem z powodu byle pryszcza, wracać będzie najgorszy strach na świecie. 
W moim przypadku ten strach jest o wiele większy niż kiedy dowiedziałam się o raku piersi. Teraz brakuje elementu niedowierzania, który jednak troszkę mnie dystansował. Brakuje nadziei, no bo jeżeli jednak wznowa to rokowania już gorsze. Wiem już jak to wygląda i z czym to się je. I kur....a wiem dobrze, że nie chcę już tego powtarzać!!!
Do tego na pewno dochodzi lekka obsesja rakowca. No i mamy efekt nie przespane 2 noce, żołądek nic nie dostał od wczoraj rana. ja ledwo stoję na nogach. A jutro wakacje i należy się cieszyć, a ja mam wrażenie, że właśnie przejechał po mnie walec. Potrzebuję jeszcze chwilki, żeby wyryczeć z siebie ten żal i wracam do żywych.
Zaraz pakowanie, weterynarz, jakieś małe zakupy i jedziemy, hurra. Świat pędzi dalej. Ksena, Dorothea czułam, że byłyście tam troszkę ze mną. Dziękuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz