Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 3 lipca 2011

Moje wspomnienia...

Cały weekend spędziliśmy ze starymi przyjaciółmi w mieście gdzie kiedyś mieszkaliśmy. W mieście, z którego wygnała nas moja choroba. W mieście, w którym przeżyliśmy cudowne kilka lat. Łza mi się kręciła w oku od samego początku. Te same miejsca, zapachy, odgłosy. 
Poszliśmy na spacer na nasze schodki wśród pól i gór. Te schodki tyle słyszały. Przeżyliśmy na nich mnóstwo cudownych chwil, marzyliśmy, przeprowadzaliśmy poważne rozmowy, zdradzaliśmy swoje obawy. Aż w końcu łudziliśmy się, że to nie rak. Tydzień później obiecaliśmy sobie, że przetrwamy, że wszystko będzie dobrze. Wylaliśmy na nich morze łez, napawaliśmy się nadzieją. Obiecaliśmy sobie, że zawsze damy radę, że zawsze będziemy razem. 
Miałam wrażenie, że ten rok się nie wydarzył, cofnęliśmy się w czasie. Wróciliśmy do dni bez choroby, lęku i żalu. Wróciliśmy do naszych miejsc. 
Straszny ze mnie wrażliwiec, roztrząsam przeszłość, tęsknię, wspominam, wzruszam się na każdym kroku. Taka już jestem choć to wcale nie jest łatwe. Cudnie, że mogliśmy wrócić do tamtych chwil i poczuć się jak dawniej. 
Widziałam drzewo pod którym chowaliśmy się w trawie w upalny dzień i planowaliśmy szczegóły naszego ślubu. Rozsadzaliśmy gości, dobieraliśmy kolor kwiatów, pełni obaw i podniecenia wyobrażaliśmy sobie siebie przed ołtarzem. Byliśmy beztroscy, wyjątkowi i najszczęśliwsi na świecie. Byliśmy też zupełnie nieświadomi tego co się za chwilę wydarzy, na jaką ogromną próbę zostaniemy wystawieni. Jak brutalnie potraktuje nas życie.
Ech boli mnie to wszystko jak jasna cholera, nie potrafię wybaczyć życiu, nie potrafię się z tym uporać. 
Dziękuję Ci Miśku, że ciągle jesteś obok mnie, bez Ciebie nie dałabym rady. Bardzo Cię Kocham.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz