Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 1 listopada 2011

Nastroje...

Jakiś taki ten weekend sinusoidalny. Od śmichów, chichów po poważne rozmowy, obietnice, postanowienia. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. I bzdurą jest, że po raku inne sprawy przestają mieć znaczenie. A człowiek bierze co mu dają bo cieszy się, że żyję. Nie tak do końca Kochani. Może mniej się o wszystko przypieprzam ale całkowicie nie odpuszczam. Wkurzam się jak wcześniej- niestety:)))
No ale pełna nadziei jestem, że może się coś zmieni, może atmosfera się oczyści:))) Ba już się oczyściła:)
No i jeszcze po spacerku jestem. Jak to ładnie nazwałam. Odwiedziłam cmentarz. To już drugi raz kiedy jestem na cmentarzu inaczej patrząc na swoje własne życie, swoją wątpliwą jednak nieśmiertelność.
Przy głównym krzyżu zapaliłam 6 dodatkowych zniczy. Wiecie za kogo... Tyle naliczyłam, aż tyle. Każda zapałka, w myślach kolejne imię i łezka w oku. I małż mój choć twardy jak skała, człowiek szkiełko i oko poważną miał minę, pomagał i wiedział, że tak trzeba.
No i może z tego ogółu te zmienne nastroje:)...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz