Łączna liczba wyświetleń

środa, 2 maja 2012

A takie sobie sprawy...

Umieralnia, miejsce straszne, śmierdzące, hospicjum. Tak myślałam, tak sobie wyobrażałam. Wiedziałam, że nigdy nie będę w stanie tam wejść.
No więc byłam, widziałam, przepraszam. Mnóstwo silnych, pięknych i niestety samotnych osób. Znajoma bardzo daleka, a właściwie nieznajoma, umiera. Umiera w czystym, miłym, zadbanym miejscu. W miejscu mniej śmierdzącym niż mój szpital.
Poszłam z drżącymi rękoma, przerażona. Bo o czym tu rozmawiać?
- co słychać?
- nie nudno ci tu?
- jak leci czas?
- jakie plany?
- fajnie, że masz tv bo szybciej czas leci.
Jak mam zapytać kogoś kto umiera czy mu nie nudno? Czy to dobrze, że przy serialach czas się nie dłuży? a może właśnie chodzi o to żeby sie dłużył. nie wiem. 
Nabrałam powietrza i wlazłam. No i co oczywiście. Nie było problemu z rozmową. Ona jest pewna, że wróci do pracy. Siłą mogłaby obdzielić pół szpitala. Dzielna, twarda, nie do uwierzenia. Przypomniała mi mnie, jedyną twardą pośród całej, załamanej rodziny. Skąd my bierzemy tę siłę nie wiem. 
Umiera na raka, teraz to właściwie wszystkiego. Zaczęło się od piersi i od razu był już wszędzie. Skórwiel atakował od razu. Lekarze mówią o dwóch niezależnych skórwielach, o wielkim pechu. Dziewczyna młoda, córka w podstawówce. Kurwa, kurwa, kurwa.!!!
Posiedziałam, pogadałam o bzdurach, że Młynkova się rozwodzi, że pogoda ładna. Przerobiłyśmy album ze zdjęciami, barwy szczęścia, moją chorobę i pare innych. I co ? Nie wiem:(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz