Łączna liczba wyświetleń

sobota, 3 września 2011

Poranna adrenalinka...

Ależ miałam poranek. Mój ukochany kundelek, moja sunia postanowiła wybrać się na dalszy spacer i zafundowała mi poranek poszukiwawczy w piżamie. Znalazłam mędę, kocham, nie wypuszczę. Umarłabym gdybym nie odnalazła:)))
A to wszystko dlatego, że od tygodnia mieszkamy sobie na obrzeżach miasta, w domku, czasem w ogródku, a tu jest gdzie zwiewać.
Babcia wyjechała do koleżanki no i nam przypadła rola pilnowaczy posesji (nie wiadomo po co:) A na rękę jest nam to straszliwie, ogród, grille, zimne piwko. Zazdraszczam wszystkim co mogą z rańca wyleźć przed dom na bosaka z kubkiem kawy. Ja blokerka cieszę się tą chwilową możliwością bardzo, bardzo. 
Mi też niedawno minął rok od diagnozy, akurat jak byłam na urlopie. Większość już spała kiedy wybiła północ. A my we trzy baby uczciłyśmy to zimną flaszeczką z colą i wschodem słońca. Pamiętam jak chichocząc kładłyśmy się spać o 7:09. Nie wiem czy ten rok bardzo mnie zmienił, nie widzę tu jakiejś wielkiej przemiany duchowej. Nie zaczynam pisać książki, dalej się wściekam jak ktoś jedzie 50 na h. Może trochę bardziej na siebie uważam, jeszcze bardziej się wzruszam (to akurat minus), no i mam Was wszystkich cyber przyjaciół, a to na pewno wielki plus:))) To co zmykam na jakieś śniadanko. Dziś ostatni dzień tutaj - więc będę jadła w ogrodzie:))) O:)!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz